Założę się, że co najmniej 2/3 z osób, które czytają ten wpis słyszało o wrażliwych , leniwych (xd), zmęczonych jelitach. Podejrzewam, że syndrom, a w zasadzie zespół jelita drażliwego ma swoich nazw obiegowych jeszcze więcej. Ale jakby nie nazwać tego zaburzenia czynnościowego układu pokarmowego to zdecydowanie wszystkie te określenia nawiązujące do stanu psychofizycznego są jak najbardziej na miejscu. Ale po kolei.
IBS – czyli zespół jelita drażliwego (ang. irritable bowel syndrome) jest przewlekłym, nierzadko nawracającym przez całe życie, zaburzeniem funkcjonowania układu pokarmowego, przede wszystkim jelit. Diagnozowane zwykle między 20 a 30 rokiem życia, choć dotyka ono osób w każdym wieku. Zdecydowanie częściej problem ten dotyczy kobiet, bo aż 2 razy więcej z nich żyje z tym problemem. Szacunkowo IBS towarzyszy 10-20% naszej populacji. Osobiście uważam, że to bardzo, bardzo dużo i niestety mam (nie)przyjemność należeć do tej grupy. Ale na szczęście zdecydowana większość osób (w tym ja) jest w stanie opanować swoje jelita i zmniejszyć lub praktycznie całkiem wyeliminować objawy.
A jakie to objawy?
Osobom z IBS towarzyszy ból i dyskomfort w jamie brzusznej, zaparcia, biegunki (które mogą występować naprzemiennie), wzdęcia, bóle podbrzusza. Zespół jelita drażliwego może współistnieć z innymi zaburzeniami lub chorobami, takimi jak celiakia, zaburzenia funkcjonowania żołądka, dwunastnicy. Z tym cholerstwem w parze lubią chodzić także migreny, nudności, bóle pleców, miednicy czy fibromialgia.
U każdego objawy mogą występować w innym nasileniu i kombinacjach. Wyróżnia się 4 rodzaje IBS, biegunkowy, zaparciowy, mieszany oraz nieokreślony – ten ostatni jest najmniej charakterystycznym objawowo typem i może nie wykazywać zaburzeń związanych z wypróżnieniami, ale mogą pojawiać się wzdęcia czy dyskomfort podobny do wrzodowego, ale bez nadżerek w gastroskopii.
Rozdrażnione czy nie?
Warto wiedzieć i pamiętać, że IBS nie jest chorobą i szczęście w nieszczęściu, nie wiąże się z fizycznymi zmianami w jelitach. Nie zdiagnozujemy go także na podstawie badań krwi. Niestety powoduje to, że diagnostyka często jest żmudna i męcząca dla pacjenta, ze względu na przedłużające się badania. Zanim diagnoza zostanie postawiona, zgodnie ze standardami dotyczącymi rozpoznania IBS, powinno się wykluczyć choroby tarczycy, choroby zapalne jelit, polipy, nowotwory, przerost grzybicze i bakteryjne za pomocą badań krwi, usg, kolonoskopii, oraz testów oddechowych. Czasem, niestety, lekarze stawiają diagnozę „na piękne oczy”, co jest ogromnym błędem, bo może okazać się, że problem zdrowotny jest poważniejszym schorzeniem, niż IBS, a wtedy już nie jest kolorowo, bo odwlekanie w czasie prawidłowego leczenia odbywa się kosztem zdrowia cierpiącej osoby.
Ale trzeba też pamiętać, że „łagodność” jelita drażliwego wcale nie oznacza, że życie z nim to sielanka. Niestety nie. Poza tym, że pacjenci często odbijają się od lekarzy to samo funkcjonowanie z rozregulowanym układem pokarmowym jest niesamowicie trudne i męczące. Wyjście z domu z ziomeczkami na pickę może skończyć się posiedzeniem na tronie, obiad u teściów brzuchem rozmiarów piłki lekarskiej i bólem przy każdym oddechu. Tym bardziej, że objawy nasilają się w czasie lub po jedzeniu.
Mimo iż diagnostyka może być długa to wiąże się ona także z obserwacją objawów, ponieważ postawienie diagnozy wiąże się z konkretnymi kryteriami. Poza wykluczeniem wyżej wymienionych schorzeń objawy powinny być obserwowane co najmniej 1 razy w tygodniu przez okres 3 miesięcy w ostatnich 6 miesiącach. Ponadto powinny one ustępować po wypróżnieniu.
A co je rozdrażniło?
Ciężko powiedzieć, co dokładnie poirytowało Twoje (o ile jesteś IBSowcem :D) jelito, ale do czynników mających wpływ na wystąpienie tego syndromu zalicza się genetykę, zaburzenia psychiczne, rozregulowanie funkcjonowania osi podwzgórze-przysadka-nadnercza, nadwrażliwość trzewną oraz występujące stany zapalne układu pokarmowego.
Co ciekawe IBS raczej nie jest powodowany przez stosowaną dietę, ale należy pamiętać o tym, że jednak to, jak jemy już mając IBS ma wpływ na występowanie objawów i ich nasilenie.
A jak je wyczillować?
Dietą, redukcją stresu, ewentualną terapią i farmakoterapią.
Popularna jest teoria o potrzebie stosowania diety low-FODMAP w IBS, ale aktualne rekomendacje dotyczące leczenia nie stawiają jej jako terapii pierwszego wyboru. Jeśli chodzi o żywienie to tak po krótce – bo zamierzam na ten temat napisać trochę więcej, dieta powinna być bogata w błonnik rozpuszczalny, wodę, regularność posiłków oraz w razie potrzeby eliminację produktów wzdymających.
Low-FODMAP czyli dietę ograniczającą produkty bogate w węglowodany fermentujące wprowadza się dopiero gdy inne metody, nie tylko żywieniowe, zawiodły. I najlepiej robić to pod okiem specjalisty, który przeprowadzi proces wykluczania i wprowadzania produktów tolerowanych tak, by nie doprowadzić do niedoborów żywieniowych i dodatkowych zaburzeń mikrobioty, które są jednym z najczęstszych skutków ubocznych low-FODMAP stosowanego przez pacjentów na własną rękę.
Badania nad leczeniem IBS nie wykazały także, by diety bezlaktozowe, bezglutenowe, wysokobłonnikowe niosły ze sobą korzyści, o ile nie ma medycznych wskazań do ich stosowania. Nie ma najmniejszego sensu wprowadzać roszad żywieniowych i dodatkowo dokładać sobie problemów. Sama obecność biegunek i zaparć jest prostą drogą do niedoborów żywieniowych, szastanie zdrowiem, bo ktoś tam coś tam powiedział nie ma sensu. Żeby nie było, ja swoje słowa podpieram rekomendacjami Natrional Institute for Health – zebranymi jako wytyczne dla specjalistów pracujących z pacjentami IBS.
Nierzadko zdarza się, że stosowanie restrykcyjnych diet się sprawdza – poprawia się stan zdrowia i funkcjonowanie. Jednak te ewentualne korzyści powiązane są zwykle z samym rodzajem diety, a nie „leczeniem IBS”. Dlatego tak ważna jest dokładna diagnostyka aby wykluczyć inne przypadłości i nie żonglować zdrowiem co i rusz próbując czegoś innego.
O diecie to nas razie tyle, jak wyżej – rozpiszę się na ten temat szerzej w innym wpisie, bo nie chciałabym tego potraktować po łebkach.
Drugi mózg w stresie.
Mówi się, że jelita to drugi mózg i jest to niesamowicie adekwatne do tego, jaki wpływ jelita mają na mózg i psychikę i jak mózg i psychika wpływają na jelita. Zresztą część czytających z pewnością słyszała o osi jelitowo-mózgowej. Coraz więcej badań poświęca uwagę wpływowi mikroflory na nasze samopoczucie, a ilość badań wyrzuconych pod hasłem psychosomatyki i jelit jest liczona w setkach. O wpływie stresu na organizm chyba nie muszę już mówić, bo kilka słów na ten temat napisałam, więc możemy skupić się na jego koneksjach z IBSem.
Zespół jelita drażliwego bardzo często powiązany jest z napięciem nerwowym, nadmiarem stresu, lęków. I objawy mogą zarówno powodować te napięcia, jak i być przez nie wywoływane, co dodatkowo dokłada się do dyskomfortu osoby cierpiącej. Nie raz słyszałam od pacjenta, że lekarz wmawia mu chorobę psychiczną, bo mówi, że powinien iść na terapię a nie sięgać po leki. I zdaję sobie sprawę z tego, że złość wywołana tym zaleceniem może być spowodowana zarówno nieempatycznym przekazaniem tej informacji przez lekarza (to tez ludzie, też są zmęczeni i popełniają gafy społeczne!) bez wyjaśnienia dlaczego i jaki wpływ ma stan emocjonalny na IBS oraz odczuwaniem przez pacjenta objawów fizycznych, których często nie jest w stanie połączyć ze stresem czy napięciami lękowymi. Może tak się dziać ze względu na wyparcie i maskowanie stresu – ja się nie stresuję niczym! Kto nie ma stresu w życiu? A takie maskowanie, zamiast uważności i obserwowania siebie może dodatkowo wydłużyć dochodzenie do lepszego funkcjonowania.
Wsparcie z blistra
W IBS często stosowane są leki przeciwdepresyjne lub przeciwlękowe, które mają za zadanie zmniejszyć zarówno stres wywołany objawami, oraz natężenie stresu, które powoduje występowanie objawów. Leki te zwykle przyjmowane są przez dłuższy okres czasu i zdecydowanie rekomendowane jest by jednocześnie stosować psychoterapię, która ma na celu zidentyfikowanie emocjonalnych czynników wyzwalających oraz włożenie nam w ręce (a w zasadzie w głowę) narzędzi, które pomogą nam i zapobiegać i leczyć. Terapia przyniesie także korzyści osobom, które nie stosują leków długofalowo. Z całego serduszka polecam każdemu, bo każdy z nas coś w sobie kisi i niekoniecznie będzie to odżywcze dla naszych bakterii.
Poza długotrwałą farmakoterapią w IBS stosuje się także leki objawowe-doraźne. W zależności od objawów stosowane są leki rozkurczowe, takie jak No-Spa czy Deespa (menstruującym doskonale znane), przeciwbólowe, przeciwbiegunkowe, pobudzające perystaltykę czy przeczyszczające. Chciałabym bardzo, żebyś mój drogi czytelniku pamiętał, by nie brać ich przewlekle na własną rękę. Raz, dwa razy, by zmniejszyć objawy – jasne, ale regularne stosowanie zawsze należy ustalić z lekarzem. Tym bardziej, że stosowanie ich może utrudnić diagnostykę.
A może suple?
Poza lekami, wsparciem dla żywienia i zmian emocjonalnych może być odpowiednia suplementacja. W badaniach dotyczących rozdrażnionych (jakże mnie to bawi :D) jelit wymienia się kilka wspomagaczy, które rzeczywiście mogą działać. Oczywiście trzeba pamiętać o tym, że na każdego działa coś innego, ale niektórych opcji warto spróbować.
Pierwszy być może nawet masz w jednej z szafek w kuchni ponieważ babkę płesznik, o której mowa, czasem wykorzystuje się w ramach zwiększenia ilości błonnika w diecie. Zaliczamy ją do błonnika rozpuszczalnego, który w kontakcie z płynami tworzy śluz. A śluz ten jest ucztą dla naszych jelitowych mikrobów, wpływa na wyregulowanie tempa pracy przewodu pokarmowego oraz bierze udział w formowaniu stolca przeciwdziałając zarówno zaparciom jak i biegunkom. To o czym koniecznie, ale to koniecznie trzeba pamiętać wprowadzając go do diety, to odpowiednie nawodnienie. Zaleca się 20g babki płesznik dziennie wraz z co najmniej 500 ml wody – nie musi to oczywiście być jednorazowo. Podzielnie na dwie porcje rano i wieczorem będzie bardzo git malina.
Następnym wsparciem, nie tylko w IBS, są kwasy tłuszczowe omega 3. Mają one wpływ na pracę układu nerwowego, immunologicznego, zmniejszenie stanów zapalnych. A w połączeniu z witaminą D, która jest kolejnym elementem zestawu wspomagaczy, będą świetnie wspierać działanie błony śluzowej układu pokarmowego zmniejszając jej nadreaktywność oraz zwiększając wydzielanie hormonu radości, czyli serotoniny – która z kolei zmniejszy stany depresyjne oraz lękowe. A że zdecydowana większość z nas niedobór D ma, to stosowanie dawki optymalnej (2000 UI w okresie wiosenno-letnim i 4000UI w okresie jesienno-zimowym) jest dobrym pomysłem. Oczywiście dawkę najlepiej ustalić z lekarzem na podstawie aktualnego stężenia D w naszej krwi, ale dawki optymalne są bezpieczne do codziennego stosowania.
Kolejnym narzędziem w naszej skrzynce złotej rączki przewodu pokarmowego są probiotyki, o których też rozpiszę się trochę więcej w dedykowanym wpisie. Ale tak króciutko podpowiem, że dostępne na rynku dedykowane IBS preparaty zawierają zwykle szczepy przebadane pod kątem wpływu na objawy zespołu jelita drażliwego. Mowa przede wszystkim o Lactobacillus plantarum (konkretnie 299v) oraz Bacillus coagulans. W przypadku tego drugiego szczepu przebadanych jest kilka różnych toteż nie podaję tutaj konkretnych cyferek.
Ostatnim, póki co, polecanym wśród sprawdzonych suplementów są maślany. One także działa wspierająco na mikrobiotę, łagodząco na objawy oraz regulująco w kwestii tempa pracy układu pokarmowego i zmniejszenia nudności. W IBS biegunkowym, zmniejszając ich występowanie, może potencjalnie wpływać na zmniejszenie utraty elektrolitów, wspomagając wchłanianie wody w okrężnicy.
Tak tylko dla formalności przypomnę, że suplementację (tak jak farmakoterapię) najlepiej skonsultować ze specjalistą.
No a co sportem?
Nierzadko, i wcale mnie to nie dziwi, osoby borykające się z IBS rezygnują z aktywności fizycznej ograniczając nie tylko sport ale i spacery, szczególnie te dłuższe. I jasne, może to wydawać się logiczne, no kto by chciał (kolokwialnie mówiąc) zesrać się na spacerze lub w czasie podnoszenia ciężarów albo tańcowania zumby. Niektóre z ćwiczeń mogą też nasilać ból brzucha, szczególnie wzdętego.
Jednak badania sugerują, że rezygnacja z aktywności fizycznej może nasilać objawy, ponieważ umiarkowana aktywność ma wpływ na regulację hormonów, pracy układu pokarmowego i redukcji stresu. Oczywiście słowo klucz to umiarkowana. Zaleca się spacery, rekreacyjną jazdę na rowerze, aerobik, czy jogę. Na YT jest sporo filmów z jogą, która pozwala rozluźnić brzuch na tyle, by wzdęcia zniwelować pobudzając przesuwanie się gazów aż do ich wypuszczenia 😀 Jak to mówi głupie porzekadło: zamiast bąka trzymać w dupie, niech polata po chałupie xD Ja wiem, wiem jestem totalnie infantylna, ale bawi mnie to nieziemsko. Rozluźnianie brzucha będzie także miało korzystny wpływ na zatwardzenia.
Wracając do aktywności, badania które potwierdzają łagodzący wpływ na IBS trwały aż 5 lat, więc można śmiało założyć, że są wiarygodne i dobrze chociaż spacerować te 3-5 x w tygodniu po około 20-60 minut.
Podsumowując, IBS jest upierdliwy, bo dokopuje nam wtedy, gdy jesteśmy najbardziej podatni na dodatkowe stresy. Przez co napędza on dyskomfort i psychiczny i fizyczny. Ale na szczęście jest sporo strategii, które można podjąć, by poradzić sobie z tym jelitowym celebrytą (wiesz, zespół, hehe). Dieta, relaks, ruch i w razie potrzeby suplementy oraz leki i jakość życia zdecydowanie pójdzie w górę.
Życzę wszystkim, którzy wciąż szukają przyczyny problemów gastrycznych i jeszcze nie wiedzą, że to IBS, trafili na dobrego, empatycznego lekarza, który pomoże im problem zdiagnozować i nakieruje na dobrego dietetyka oraz odpowiednie leczenie.
Na dzisiaj to tyle i powoli zaczynam klepanie literek dotyczących żywienia w IBS oraz suplementacji probiotykami oraz kwasem masłowym.
Dodaj komentarz