Dawno nie było recenzji kateringów, nie? A pytań, jak zawsze, było dużo – Julia, co polecasz, Julia, kiedy sprawdzisz nowy katering, bo ostatnie recenzje są już mocno stare. Odpowiadałam, że no sprawdzę, niedługo, za jakiś czas tu ten tego, dejta chwilę. I zawsze coś mi stawało na drodze. A to hiperfokus na gotowanie, a to nawał zajęć związany z przeprowadzką, a to brak pamięci, że miałam w kajecie – zamów testy!
Najwyraźniej jednak bór leśny czuwał nad moim losem zapracowanego kałmuka, który zapomina co miał zaplanowane, i zesłał mi współpracę z firmą Zdrowy Catering. Któregoś dnia na mailu znalazłam propozycję przetestowania jedzonka i podzielenia się opinią. I miły losie, nie mógł to, w tamtym momencie, być lepszy okres na testy. Bo roboty po czubek głowy – toć po urlopie zawsze za dużo się dzieje, a jeść by się przydało.
Także z radością przyjęłam propozycję (po cichu zastanawiając się, czy firma wie, na co się pisze, biorąc takiego malkontenta na recenzenta) i poinformowałam lubego, że hola kolego, tydzień gotujesz se sobie sam. Bo tydzień testowania uznała za okres wystarczający do zebrania swoich doświadczeń i przemyśleń.
Także zapraszam, oto mój potygodniowy przemyślnik.
ZdrowyCatering w skrócie
Na początek myślę, że warto przedstawić bohatera dzisiejszej historii. Zdrowy Catering to firma dostarczająca całodzienne menu prosto pod drzwi – zapewne znany jest Ci ten schemat, skoro tutaj jesteś. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zasięg – dostarczają do tak wielu miast w całej Polsce, iż podejrzewam, że większość poszukujących tej formy żywienia, może skorzystać z ich usług. Ja mam zwykle łatwiej, w stolicy kateringów nie brakuje. Czy zatem Zdrowy Catering się wyróżnia na tle innych diet pudełkowych w Warszawie?
W ofercie znajdziemy szereg różnych diet, ale jedna zdecydowanie przykuła moją uwagę. Dieta na zimno! Tego jeszcze nie widziałam nigdy, choć może teraz jest to standard. Tak czy siak, wydało mi się to naprawdę fajną opcją, choć sama wybrałam dietę sport. Interesująca wydała mi się także opcja diety dla seniora. Część dostępnych diet ma opcję wyboru menu, co dla mnie aktualnie jest must have w kateringu. I dla większości moich wybiórczych pokarmowo pacjentów, decydujących się na dietę pudełkową, także.
Ilość posiłków w dostępnych dietach waha się od 3 do 6 (6 w wersji sport), a energetyczność od 1000 do 4000 kcal, w zależności od opcji. Ja zdecydowałam się na 6 posiłków w wersji sport, ze względu na moje zapotrzebowanie w przedziale 2200-2400 i na świadomość, że części mogę nie dojeść (bo nie będą mi smakować) oraz chęć wypróbowania większej ilości dań.
Julkowy zestaw
Jak wyżej wspomniałam, wybrałam dietę sport w wersji 3000 kcal z możliwością samodzielnego wyboru posiłków, co okazało się dla mnie wyjątkowo komfortowe. Byłam przygotowana na to, co zjem danego dnia, a ten spokój psychiczny dodatkowo wsparł sposób wybierania dań. Na stronie ZdrowyCatering, po zalogowaniu, posiłki wybierałam w bardzo intuicyjnym panelu klienta. Z tego co zrozumiałam, posiłki do wyboru na najbliższe dni, pojawiają się dwa razy w tygodniu. Najpierw (o ile dobrze zapamiętałam z rozmowy telefonicznej), pojawia się wybór na trzy dni, a w czwartek dostępny jest plan na cały następny tydzień. Gdy wybierałam swoje to miałam już 7 dni do wyboru.
Bardzo spodobało mi się to, że poza makroskładnikami, nazwą oraz składem posiłku większość z opcji miała dostępne zdjęcia tego, jak danie wygląda. Pomogło mi to zdecydować, czy chcę spróbować tego konkretnego dania. Szkoda, że jeszcze nie wszystkie posiłki został sfotografowane, ale naprawdę bardzo bardzo mi to przypasowało. Jednakże ptaszki mi przyćwierkały, że zdęcia robione są na bieżąco, także baza rośnie!
Świetne też jest to, że wybierając posiłki kontrolowałam na ile moje wybory wpływają na całodzienny rozkład kcal i makroskładników. Panel pod ostatnim posiłkiem aktualizował się na bieżąco, po każdej zmianie.
Pod panelem znalazła się dodatkowa opcja zakupu jeszcze innych bonusów, typu dodatkowy posiłek, smoothie, czy torba termiczna. Z tego nie korzystałam, ale myślę, że znajdą się osoby, dla których jest to przydatny element.
Warto wspomnieć, że na 3 dni przed końcem współpracy dostałam maila z przypomnieniem, że katering się kończy i w razie potrzeby czas przedłużyć zamówienia.
No, to gwiazda wieczoru już jest znana, to czas na moje spostrzeżenia. I zacznę od plusów, żeby wprowadzić w nastrój 😉
Julia na tak
Pierwszym jest zdecydowanie smak większości potraw. Widziałam w internecie mieszane opinie, z czego większość negatywnych dotyczyła smaku i świeżości potraw. I szczerze mówiąc, po przeczytaniu ich obawiałam się lekko tego co mnie będzie czekało. I bardzo miło się zaskoczyłam. Bo dania, które mi nie smakowały nie były „nie do zjedzenia”, jak to mogłam przeczytać, ale po prostu takie – „dobre, ale nie rób więcej”. A dania, które mi smakowały? O losie borze szumiący. Większość obiadów to był sztos, totalny. Mimo, iż upewniłam się, że nie lubię smaku kurczaka – jako mięsa, tak zdecydowana większość obiadów w ciągu tygodnia testowego to było niebo w gębie. Świetnie ugotowana kasza gryczana, mięciutkie mięso, sosy mające smak i konsystencję, a nie tylko nazwę.
Świetne były także pasty (poza fasolową, ale to dlatego, że nienawidzę fasoli i hummusem, z tegoż samego powodu – no nie przejdzie mi ciecierzyca w tej formie), szczególnie z suszonych pomidorów czy z szynki. Urzekł mnie także sos serowy do pieczonych warzyw, choć zrobiony był na serku topionym, co wyraźnie było czuć. Ale tak dobrze komponował się ze świetnie przyprawionymi pieczonymi warzywami! W doprawianie warzyw ZdrowyCatering jest dobry, ale o warzywach trochę później, bo eh 😉
Testowanie posiłków skończyło się tym, że nie dość, że spróbowałam nowych połączeń smaków i nowych składników, to jeszcze włączyłam do swojej diety dania inspirowane tymi z kateringu! Nie idealnie, ale odtworzyłam sałatkę z kuskusem perłowym (o którego istnieniu nie miałam pojęcia, a okazuje się, że sensorycznie UWIELBIAM te kulki!) w sosie curry. Totalna nowość dla mnie! Zaczarowały mnie też babeczki gryczane z oliwkami. Muszę je przeanalizować i wymyślić jak zrobić, bo były nieziemskie. I twarożek z miętą. TWAROŻEK Z MIĘTĄ!!! Moje odkrycie kulinarne tego roku. Albo dorosłam do takich połączeń, albo samodzielne wybranie posiłków wcześniej i oswojenie się z tym wyborem, pozwoliły mi na sprawdzenie tych (dla mnie) nowości.
Poza tym, że większość dań była smaczna i aromatyczna, to też zachęcająco wyglądały. Nie wszystkie oczywiście, nie ma tak dobrze, ale zdecydowanie nie był to katering, do którego musiałam się zmuszać. Zresztą zapraszam do galerii zdjęć!
I coś co, o rany, skradło moje serce i nie pamiętam, żebym spotkała się z tym gdzieś wcześniej! POJEMNICZEK do wyjęcia z opakowania przed pogrzaniem dania. A w tymże pojemniczku sosy, surówki, warzywka, rzeczy, które mają być z założenia nie grzane. I ten pojemniczek też nie, kek. Warto byłoby o tym poinformować takiego gamonia jak ja, bo raz wyjęłam z niego rzeczy, ale nie sam pojemniczek i skurczył się w mikrofali xD
Ogromnie żałowałam, że skąpiłam sobie słodkich posiłków, bo brałam tylko jeden dziennie. Okazały się tak smaczne, że aż przykro było, że nie mogę ich zjeść więcej i na 6 posiłków „pozwoliłam” sobie tylko na jeden słodycz. Nie popełnię tego błędu więcej 😀
Zdecydowanie wyborne, faworyty moje
W ciągu tygodnia zjadłam około 33 dania (bo dwa czy trzy wzięłam podwójnie, to samo na obiad i posiłek potrenigowy), z czego ponad 1/3 trafiła na listę zdecydowanie najlepszych! To jest ponad 33% tego co jadłam. Poza wymienionymi już sosem orzechowym, czy babeczkami, albo twarożkiem miętowym i sosem serowym to na listę wleciały wszystkie ciasta, szczególnie ciasto ala szarlotka oraz daktylowe brownie. Na owacje zasłużyło także fit tiramisu, mimo iż nie było równomiernie nasączone kawą to było wyborne. Zainspirowało mnie do modyfikacji jednego ze znanych mi przepisów i samodzielnego przygotowania tego deseru w formie skyramisu. Świetny był także deser straciatella, choć ten zdecydowanie zrobiony był na gotowym serku straciatella, ewentualnie z dodatkiem skyru lub innego wysokobiałkowego.
Świetne były wszelkie kasze, gryczana ugotowana na sypko, al dente, jaglana z marchewką i chyba kurkumą, pęczak z warzywami. Jadło się je z przyjemnością, a nie jak ulep, na siłę. Wybitnie i mega pozytywnie zaskoczyło mnie także danie, które określono jako zapiekanka serowa z brokułami i kalafiorem. Myślałam, że będzie sucha, chlebowata, bez wyrazu. Po podgrzaniu w airfryerze była wilgotna, sprężysta i nie wymagała żadnego dodatkowego sosu do jedzenia! I do tego była niezwykle sycąca, a warzywa nie straciły smaku – wyraźnie czuć było zarówno mojego wroga numer jeden, czyli brokuła, jak i kalafiora. Naprawdę smakowite to było. Wróg był wybitnie smaczny xD
A co nie do końca mi grało?
Oczywiście nie obyło się bez minusów, nie mogło być idealnie. Nie w takim świecie żyjemy. Pierwszy, najważniejszy i najtrudniejszy do przełknięcia problem to ilość warzyw. Zdarzały się dni, w których ilość była mniejsza niż zalecane przez WHO 400 g. I jasne, posiłki wybierałam sama, jednak porcje dodane do nich były zdecydowanie za małe. Hitem, w negatywnym sensie, był posiłek z jednym z lepszych sosów – pieczone warzywa z sosem serowym. Jak warzywa były niesamowicie dobrze doprawione (nie sądziłam, że pieczony seler bulwowy może być TAKI DOBRY! muszę spróbować sama go zrobić), tak dosłownie kilka biednych kawałków do ogromnej ilości sosu to był jakiś nieśmieszny żart. Dorzuciłam do tego całą świeżą paprykę, żeby się najeść. No to mnie załamało. Do śniadania 80 czy 100 g surowych warzyw, około 100 g surówki do diety 3000 kcal – czyli można założyć, że dla faceta, w wersji sport – czyli potrzeba dużo kolorowych warzyw, bo to przeciwutleniacze. ZdrowyCatering musi nad tym koniecznie popracować. Tego nie mogę przeboleć, nie odpuszczę.
(edit. jeszcze przed publikacją, 14.10 – przy każdym dniu, w dodatkowych opcjach do dokupienia, można wybrac box warzyw, ponoć prowadzony właśnie ze względu na sygnały od klientów, że za mało warzy w diecie. IMO lepiej byłoby dodać warzyw do samej diety, ale lepszy rydz niż nic. Choć nie wiem ile tych warzyw w pudełku się znajdzie. Wyprzedzając fakty z dalszej części wpisu, do aktualnie zamówionej przez nas prywatnie subskrypcji posiłków dokupujemy warzywa osobno, wydaje mi się, że to jednak finansowo lepsza opcja, choć wymagająca wyjścia do sklepu 1-2 x w tyg)
Drugie, wielkie wyłożenie się na twarz to chleb. Na bór liściasty, może zwykły jego jadacz się nie skapnie, ale dawanie dietetykowi za każdym razem tego samego pieczywa tostowego graham (z lidla albo biedry, na 100%) i nazywanie go raz pełnoziarnistym, raz żytnim, czy nawet (oh boy) MARCHEWKOWYM to nieśmieszny żart. Poważnie. I ja naprawdę lubię ten chleb tostowy z dyskontu, serio, jak widać jest u mnie w domu normalnie. Ale nie lubię jak ktoś kłamie mi w żywe oczy.
(edit. jeszcze przed publikacją, 14.10 – aktualnie pieczywo rzeczywiście jest różnorodne, lepsze, choć wciąż z kategorii miękkich to jednak z otrębai lub nasionami lub nawet czymś co przypomina kawałki marchewki. Dostałam przed publikacją informację, że poprzednie pieczywo było „nieporozumieniem” na linii z dostawcą. Także na plus, że tutaj pojawiła się zmiana!)
Złapałam też kilka takich numerów w kwestii innych składników. I od razu zaznaczam, dla mnie nie jest najmniejszym problemem wykorzystanie gotowca w stylu serka homogenizowanego smakowego, sosu, ciasteczek – to są składniki posiłków i dla mnie git, bylebym nie była robiona w bambuko z etykietą, na której widnieje coś innego niż czuję, że jem.
Pisałam wcześniej o możliwości samodzielnego wybierania posiłków, która jest sztosem. Warto jednak wspomnieć, że nie dotyczy to 6tego posiłku w diecie sport. Ten jest odgórnie narzucony, przez co największe fackupy trafiały się tutaj – raz nawet ryba, której po prostu nie jem. Więc posiłku nawet nie otworzyłam. Warto byłoby jednak dać możliwość podmiany tego dania.
Być może to już czepialstwo z mojej strony, ale warto też byłoby zwrócić uwagę na zamknięcie opakowań. Owszem, dookoła były szczelne (tylko jedno pudełko przyszło do mnie pęknięte, ale to inna kwestia), tak w środku przegródki potrafiły być niedomknięte (nie sklejone?), przez co sos wlewał się, na przykład, do surówki, lub sok z warzyw do pieczywa. Nie w każdym daniu, ale zdarzyło się.
No i może nie minus, ale coś na co zwróciłam uwagę. Etykieta. Druk mało wyraźny, rozmazany, a do tego znikający po podgrzaniu dania w mikrofali. Na etykiecie znalazły sę informacje o składzie (choć no jak wyżej, nie zawsze prawdziwe ;P), alergenach, makroskładnikach, kaloriach, informacje o tym czy wyjąć ten super pojemniczk na dodatki przed podgrzaniem, czy danie jest na zimno, czy na ciepło. Ale to wszystko było mało czytelne. Zdecydowanie do poprawy.
(edit. jeszcze przed publikacją, 14.10 -etykiety i zamnięcie także zostało poprawine, niesamowite, że jeszcze zanim wrzuciłam wpis to pojawiły sie poprawki. Teraz folia schodzi ładnie, a etykiety są kolore i wyraźniejze – podrzucam niżej to, jak teraz to wygląda)
No i coś co minusem nie jest, ale bardzo brakuje mi tego, jako gadżeciarzowi przyklejonemu do telefonu i tabletu. Na kompie pracuję lub gram. Zakupy, gotowanie, sprawy domowe ogarniam przez aplikacje na wymienionych tablecie i telefonie. I gdybym miała wybór, chętniej układałabym swój żywieniowy tydzień z kanapy, z dotykowym ekranem w ręku, niż w miejscu, które kojarzę z pracą, nauką i konkretnie ukierunkowaną rozrywką. ZdrowyCaterning koniecznie zróbcie aplikację, proszę!
Julkowe przemyślenia
Fakty faktami, to ju za nami (joł). A teraz trochę moich przemyśleń po testowaniu ZdrowyCatering.
Pierwsze co jest dla mnie bardzo ważne, to mimo tego, iż nie wybierałam stricte posiłków z niskim IG (a te są oznaczone w panelu wyboru!), to nie miałam problemów z utrzymaniem glikemii na odpowiednim poziomie. Ani razu nie wpadłam w hipoglikemię, nie miałam napadu głodu, senności czy niekontrolowanego wyrzutu insuliny. A tego się obawiałam, ze względu na niektóre moje wybory. Z pewnością znaczenie miało tu regularne, częstsze niż przy moich standardowych (na teraz) 4 posiłkach, jedzenie. Jednak nie tylko częstotliwość, ale i skład posiłku ma ogromne znaczenie. A tu nie było problemu.
Do tej pory testowałam 5 kateringów i robiłam to, niezależnie od tego czy z własnej inicjatywy, czy współpraca, w ramach „funu”. Tym razem testowanie poniekąd uratowało mi dupę. Nawał zajęć związanych z szykowaniem się do zajęć z moimi studentami, podjęcia się kolejnych moich studiów (nuropsycholog to be), zdrowotnych włajaży rodzinnych, nadrabianie pourlopowych zaległość i pożary w różnych obszarach życia, skutecznie ograniczyły mi czas na szykowanie sobie jedzenia. Nawet z pomocą partnera, nie wrobiłabym z żywieniem siebie. Dużym ryzykiem było to, że potrawy mogły mi nie smakować. Bardzo dużym. Stąd też wspomniane wcześniej wzięcie większej ilości posiłków i kcal. Ale o dziwo, z całego tygodnia nie zjadłam 3 czy 4 potraw. Niesamowite.
Posiłki wybrałam wcześniej, czekały na mnie w lodówce, nie musiałam zastanawiać się, co zjem. Wyjmowałam pudełko i albo grzałam od razu (dania na ciepło), albo siadałam do jedzenia po 10-20 minutach, gdy posiłek nabrał temperatury pokojowej. Częściowo odpadło zmywanie (bo albo jadłam z pudełka, albo talerz i sztućce wrzucałam do zmywarki), kuchni sprzątać nie musiałam. Nie mówiąc już o zakupach. Poczułam totalny luz. Tak duży, że tempo mojej pracy nie było napięte i skokowe. Znalazłam te 2-3 godziny w ciągu dnia więcej na rozłożenie zajęć w czasie, chociażby więcej odpoczywając – a nie poświęcając wolne na zjedzenie.
Ten tydzień dał mi do myślenia i weszłam na wyższy poziom kalkulacji mojego czasu i komfortu na pieniądze, a że sporo ostatnio czytam w ramach dodatkowej edukacji o finansach osobistych, to mocno rozważam wprowadzenie kateringu w moje codzienne funkcjonowanie. Jednak opcją dla mnie byłyby pudełka od poniedziałku do piątku (ewentualnie pudełka na zimno w dni uczelniane). W weekend odczułam lekki brak swobody. Weekend to czas, gdzie lubię zrobić sobie jajecznicę, zjeść we dwoje, może poeksperymentować w kuchni – gdy mam ku temu okazję. Pudełka trochę to zaburzyły. Fajnie, że zamawiając, można wybrać konkretne dni dostaw, zdecydowanie podchodzi mi taka opcja. Kolejny aspekt, który sprawia, że jestem coraz bliżej przejścia na dietę hybrydową.
Taka hybrydówka zmniejszyłaby też trochę „niesmak” związany ze zbyt małą, w mojej opinii, ilością warzyw. Na weekend i tak potrzebowałabym zakupów, więc po prostu wliczyłabym je w budżet. No i budżet. Jedną z moich obaw kateringowych jest to, że nie zjem części posiłków i do tego zostanę bez jedzenia. Tutaj ryzyko jest mniejsze. Zamawiając widzę (w większości) na zdjęciu co zamawiam, sama wybieram konkretne dania, a gdyby coś mi nie smakowało to mogę przygotować się zakupami na tą ewentualność. W kwestii niemarnowania jestem ogromną zwolenniczką freeganizmu – zawsze chętnie oddaję na grupach nadwyżki żywności. Ostatnio przyszedł do mnie przemiły Pan po pęczek kolendry, bo zużyłam z niego dosłownie 10 liści i więcej nie potrzebowałam. Liczyłam, czy nawet w tym wypadku moje koszta drastycznie wzrosną i okazało się, że nie byłoby tak źle, jak zakładałam. Gorzej, gdybyśmy oboje decydowali się na katering, bo mój partner je 2x tyle co ja, ale kalkulacje dalej zachodzą (pod koniec pisania tego tekstu jesteśmy na etapie – dobra, to jakieś 10-20% więcej hajsu niż przejadamy, bez zamawianych!). Zgodnie z jedną z moich ulubionych zasad – szukać rozwiązań, nie problemów – analizuję, jak podejść do tematu zdroworozsądkowo. Toć zmniejszenie czasu w kuchni dałoby mi więcej czasu na pracę – co albo da spokój i wsparcie w niezajadaniu stresu (oszczędność), albo da możliwość na podjęcie się innego zadania zarobkowego. Może w końcu ten cholerny kurs, który już mi się śni xD Cenowo ZdrowyCatering wychodzi porównywalnie, a nawet taniej niż inne opcje w mojej okolicy – to też mnie zaskoczyło. Podejrzewam, że ma to związek zarówno z zasięgiem firmy, jak i wybieranymi przez nich produktami – zauważyłam, że np 2-3 dni pod rząd wykorzystywane są, w różnorodny sposób, te same składniki w rożnych daniach. Lubię taką organizację, oszczędność czasu (np. w gotowaniu gara kaszy do 3 różnych dań na raz). Gotowe produkty, na moje oko, pochodzą z dyskontów lub tych samych producentów ich zaopatrujących – akurat tych, które mi smakują 😉
W czasie rozważań wpadło mi do głowy pytanie – dlaczego w ogóle to rozważam, przecież to nie pierwszy raz jak jem pudełka. I dotarło do mnie, że poza wstrzeleniem się w odpowiedni czas, ZdrowyCatering to najlepsze pudełka, jakie do tej pory testowałam. Żebym ja siedziała i analizowała jak zrobić samodzielnie jakieś danie, z moją ujemną umiejętnością gotowania, to naprawdę musiało mi coś zasmakować.
Jasne, było kilka minusów, szczególnie te warzywa (a raczej ich niedobór), czy poczucie, że etykietą to ja mogę być robiona w konia (no bez kitu ten chleb xD), to nie zostawiły one aż tak głębokiej rysy na całokształcie. Niesmak owszem, bo nie lubię jak ktoś mi ściemnia w żywe oczy – a ja naprawdę doskonale wiem, co jem – wybiórczość to ultra sonar, mega radar na podmianki na talerzu. Mimo to, komfort, który odczułam w ciągu tego tygodnia, uruchomił nowe potrzeby w moim funkcjonowaniu. I nie piszę tego, tylko dlatego, że testowanie opierało się o współpracę ze ZdrowyCatering. Ot dobrze się wstrzelili ze swoim, najwyraźniej, dopasowanym do mnie produktem. Piszę to dlatego, że mam wrażenie, że wchodzę w jakiś nowy etap w życiu, gzie zaczynam swój czas postrzegać nie tylko w kategorii zegara i pośpiechu, ale tego o realnie mogę zrobić, a czego robić nie chcę.
Polecam? Nie polecam?
Myślę, że jeśli przebrnęłaś/ąłeś przez mój wpis, to wiesz co myślę 😉 Ale powtórzę się dla osób, które skipnęły całość treści. Mimo kilku niedociągnięć (szczególnie w kwestii warzyw i chleba), to uważam, że ZdrowyCatering to dobra opcja. Najlepsza, póki co, z tych testowanych przeze mnie. Mimo negatywnego nastawienia (ze względu na opinie w sieci), mój odbiór był bardzo, bardzo pozytywny. Większość, zdecydowana większość, dań na plus, glikemia utrzymana na prawidłowym poziomie i komfort związany ze zdjęciem z mojej głowy obowiązków związanych z karmieniem siebie i utrzymania porządku w kuchni.
Nie trafiłam na dania nieświeże, o czym czytałam w opiniach, jak coś nie pasowało moim kubkom smakowym, to nie dlatego, że nie dało się tego zjeść (choć nie wiem jak ryba), a dlatego, że po prostu nie lubiłam konkretnego składnika i danie mu szansy nie wyszło (fasola i hummus).
Jak ZdrowyCatering popracuje nad warzywami i wyborem pieczywa lub jego opisywaniem oraz wprowadzi aplikację to ocena wzrośnie. Póki co, mocne 8,5 na 10.
edit. 29.10 – Na stronie cateringu zwykle reklamowany jest kod rabatowy na -15%, a do tego każde zmaówienie zbiera punkty do skarbonki. Ja dostałam dla czytelników kod na 16%. Nic z niego, niestety nie mam, ale moi odbiorcy już tak, 1% w skali 1000 złotych to jednak dyszka, a dyszka piechotą nie chodzi, także zachęcam do korzystania – DIETETYK16
Dodaj komentarz