Coraz więcej osób w mojej pracy zawodowej pyta mnie o opinie na temat warszawskich kateringów diet pudełkowych i trochę mi głupio rzucać proste „nie wiem”, dlatego postanowiłam wziąć na warsztat ten temat i co jakiś czas uraczę was kilkoma słowami na temat firm, które postanowiłam sprawdzić.
Zaznaczam jednak od razu, jestem prostym dietetykiem z wyrafinowanym gustem kulinarnym (znaczy wybredna baba ze mnie), a drugi tester to z kolei smakosz polskich kluch i schabowych, ale obiecuję, że będziemy jak najbardziej obiektywnymi się da w takim przypadku.
Zdrowe Menu to firma z pogranicza Starego Imielina (choć głowy nie dam, nie jestem kartografem), która w swojej ofercie ma pięcioposiłkowe menu w różnych wersjach energetycznych, od 1200 do aż 4600 kcal (co jest imponujące, patrząc pobieżnie na energetyczność diet w innych kateringach).
Zamówienie
Dla męża wybrałam 2600, a dla siebie 2200, ponieważ my już w żadne redukcje się nie bawimy (choć brzuch piwny męża woła o pomstę do nieba :P). Zaznaczyłam także, że bardzo bardzo proszę o usunięcie z jego porcji świeżego ogórka oraz kolendry świeżej, gdyż nie ma opcji by zjadł którąś z tych rzeczy. I bardzo dobrze zrobiłam 😉
Nasze zamówienie może zostać dostarczone w torbie, w pudełku lub w opakowaniach eko. Dla nas wybrałam zwykłą torbę, choć gdybym zamawiała na dłuższy okres na pewno wybrałabym eko opakowania, gdyż po jednym dniu zostało nam 10 opakowań po żarciu, każde z plastiku, które po prostu poszły na recycling.
Opcje do wyboru
Poza tym, że wybierając zamawiamy odpowiednią dla nas energetyczność diety możemy także wybrać jej rodzaj. Normalna, wegetariańska, wegetariańska + ryby, oraz dwie opcje sportowe na 4 i 5 posiłków. Dla nas wybrałam opcję standard, żadne z nas nie jest sportowcem, nie jesteśmy też zainteresowani całkowitym wykluczeniem mięsa z naszej diety, ino ograniczeniem (choć to mojemu mężowi średnio odpowiada – ale co może, biedny mięsożerca, gdy go żona karmi? 😉 )
Pobudka o 3:30
Niefortunnie mieszkamy w bloku, w którym zamontowane są jeszcze domofony starego typu – tj. guzik przy numerze mieszkania, żadnych pikaczy, kodów, breloczków do otwierania, tylko swojskie BRRRRRRRRRRR!. Zamawiając katering mamy mozliwość wybrania godziny, do której najpóźniej zostanie on dostarczony (co ma ogromny sens w przypadku, gdy wychodzimy do pracy przed 6tą, albo jeszcze przed pracą chcemy zjeść w domu śniadanie), jednakże nie ma możliwości umówienia godziny dostawy toteż jeśli nie macie kodu, którym kurier może dostać się na klatkę możecie tak jak ja zostać obudzeni o 3:30 dzwonkiem. Gdyby nie to, że czuwam, a nie śpię to jedzenia pewnie byśmy nie mieli 😀 A tak to zerwałam się szybciutko, choć mocno zdziwiona (zapomniałam o zamówieniu) i poleciałam otwierać. Nie mniej zdziwiony był pan kurier, który tylko zostawił paczkę pod drzwiami, a ja jeszcze złapałam go wychodzącego z klatki radosnym „dzień dobry!”, bo jakże nie być radosnym, nawet o 3:30, jak ktoś przywozi Ci żarcia na cały dzień?
Pierwsze wrażenia
WOW. Jak kolorowo, jak ładnie, jak fajnie! Wiecie, jemy oczami. Także oglądanie posiłków było naprawdę miłym doświadczeniem, aż się chciało je zjeść od razu! Żarełko przyjechało do nas w fajnych torbach z logo firmy, każda porcja zapakowana i oklejona naklejką z nazwą posiłku, wersją energetyczną diety oraz kcal i BTW dla danego posiłku, oraz informacją, że nie ma ustalonej kolejności ich jedzenia, można samemu ustawić sobie pory i rodzaj posiłku.
A co takiego dostaliśmy?
Jako, że oboje jemy tylko 3 posiłki w ciągu dnia, od 13 do 21 (sposób żywienia Intermittent Fasting) Na śniadanie wpadł twarożek z jabłkiem i suszoną żurawiną oraz słodkimi bułeczkami oraz koktajl – dla mnie ogórkowo-ananasowy, a dla Bobra owocowy. Uff, uff naprawdę, że nie zapomniałam o tej jego nienawiści bo ogórków, bo nawet by nie spróbował.
Mój koktajl okazał się niestety niewypałem – czułam w nim samego ogórka, nie udało mi się wyniuchać nawet ananasa, podejrzewam, że do przygotowania użyto świeżego ogóra i soku ananasowego i ten zielony jegomość po prostu wziął i zdominował całą potrawę. Jak lubię ogórki, tak nie dałam rady, połowa koktajlu wylądowała w toalecie. Bardzo chciałam, ale odezwała się moja wybiórczość pokarmowa, flashbacki z wojny z brokułem, także nie przeszło, niestety – a liczyłam na ten koktajl mocno.
Mąż także wydał swoją opinię – no może być, ale za słodko jak dla niego. Ciężko określić z czego był jego koktajl – specjalnie bez ogórka, nie umiał określić, cytuję „no owoce”, ale dał radę spałaszować.
Do koktajlu każde z nas zajadało się bułeczkami i twarożkiem i tutaj werdykt był jednogłośny. Twarożek zajebisty, z tartym jabłuszkiem, lekko słodki (dla mnie żurawina to już przesada, mąż uznał, że „rodzynki” cacy). Jednak bułeczki, chyba wypiekane na miejscu, były dla nas zdecydowanie za słodkie. Ze swoich trzech zjadłam półtorej (wieczorem dojadałam poranne), a luby opędzlował 2 z 4. Bułki były dość zbite, gumowate – gdyby twarożek był trochę bardziej płynny można by je w nim namaczać, tak to trochę jakbym jadła dwudniową drożdżówkę o lekkim posmaku cynamonu. Ale nie było to niesmaczne, po prostu za słodkie jak na nasz standard. Obawiałam się, że glukoza wystrzeli mi w kosmos po takim daniu, jednak godzinę po posiłku wynosiła tylko 104 jednostki, a ja czułam się świetnie aż do obiadu, także ŁG tutaj nie przekroczyło rozsądnych norm.
Obiadowy zjazd
O godzinie 17 usiedliśmy wspólnie do obiadu i zdecydowaliśmy, że z zestawów dostarczonych z kateringu Zdrowe Menu zjemy jedną sałatkę z podwieczorku na pół oraz dwa dnia z kurczakiem w sosie porowym, z puree ziemniaczanym i surówką z marchewki. Drugą sałatkę zostawiliśmy na kolację do podziału.
Przed jedzeniem postanowiłam zerknąć, czym w BTW różnią się nasze posiłki i niestety zauważyłam, że między moją, a męża porcją różnica to praktycznie łyżka oliwy, nic więcej i ciekawa jestem, czy tak właśnie było w rzeczywistości, czy po prostu ktoś się pomylił w opisywaniu porcji. Wszystkie inne dania w miarę stosunkowo różniły się BTW, jednak danie obiadowe wybitnie coś nie wyszło najlepiej w kwestii bilansu. I podejrzewam, że właśnie ten bilans przyłożył się do zjazdu, jaki miałam po obiedzie, ale o tym za chwilę.
Obiad był… no PYSZNY, nie mam innych słów, choć paciaja porowa nie zachwyciła, to mięsko… ah jakże mięciutkie ono było, nawet po podgrzewaniu w mikrofali nie straciło swojej soczystości. Naprawdę zacna sztuka mięsa. Do tego pyszne ziemniaczki puree i (a jakże) słodka pierońsko marchewka. Szkoda, że surówka nie była w osobnym pojemniku, bo podgrzała się wraz z obiadem, a nie każdy lubi surówki na ciepło.
Obawiam się niestety, że właśnie te ziemniaczki i pierońsko słodka marchewka (wydaje mi się, że dosładzana) spowodowały u mnie pół godziny po posiłku tak mocną senność, że rozważałam kawę, drzemkę, a wynik badania glukometrem pokazał 88. Nie jest to niska wartość na czczo, jednakże godzinę po posiłku glukoza powinna być zdecydowanie wyżej. Aby się ratować zjadłam kanapkę z pieczywem z pełnego przemiału z masłem, kabanosem i kilkoma pomidorkami i po 15tu minutach mogłam siadać do pracy, wcześniej po prostu czułam, jak mój mózg ogranicza mi funkcje poznawcze. A wystarczyłoby lepiej zbilansować posiłek 😉
Także obiad od Zdrowe Menu był przepyszny, przywołał wspomnienia dzieciństwa i przedszkolnego żarcia, ale zaraz też chciał zabrać mnie na drzemkę przedszkolną, a na to jako dorosły, pracujący człowiek nie mogę sobie pozwolić 😉 No i trochę szkoda zdrowia, a wszyscy IO wiedzą, że ten stan nie jest korzystny. Mój mąż jak to mąż, czuł się dobrze, najedzony, choć trochę narzekał, że się przeżarł – jednak uczulam, że my jedliśmy dwa posiłki na jeden.
Sałatka, którą jedliśmy w ramach warzyw do obiadu była poprawna, ale to wszystko. Sos moim zdaniem zupełnie nie pasował do warzyw, ale te same w sobie były świeże, chrupiące, naprawdę apetyczne, a jajko nieprzegotowane 🙂 Sałatka ta także przypomniała mi o mojej mocnej nietolerancji zielonej papryki, gdy 2 godziny po obiedzie zaczęło mi się nia mocno odbijać i brzuch zaczął mnie boleć z powodu problemów z jej trawieniem. Dzięki temu teraz zamawiając kateringi pamiętam, by poprosić o eliminację tego składnika w moich porcjach. Uh, never again.
Karna kolacja
Dobra no, nagłówek trochę zaczepny 😀 Na kolację oszamaliśmy Chilli Con Carne z ryżem białym. Przyznam, że gdy sama robię chilli to jemy je po prostu z większą ilością fasoli, ale rozumiem, że w kateringu wygląda to trochę inaczej. Smutno mi tylko, że to kolejny posiłek w ciągu dnia z węglowodanami prostymi, a można by przecież użyć ryżu brązowego.
Do posiłku mieliśmy zjeść drugą sałatkę, ale ja się poddałam ze względu na paprykę, a Bóbr wykorzystał okazję do niejedzenia warzyw. Za to oczy mu się świeciły jak psu jajca na wiosnę na widok połowy pudełka wypchanego mięchem. Jak pałaszował, to uszy tylko się trzęsły, dlatego oddałam mu część swojej porcji 😉 Sos był smaczny, mięso sprężyste, choć według mnie bardziej bolognese z kukurydzą i fasolą niż carne, ale dało się zjeść, nawet z przyjemnością. Zjazdu już nie uraczyłam, także plus, najedzona też byłam solidnie.
Wartości diety
Dzięki temu, że Zdrowe Menu nie kryje się z kalorycznością swoich porcji i rozpisuje BTW możemy chociaż oszacować ile realnie zjedliśmy w ciągu dnia, wiedząc, które posiłki poszły w cholerę, a które zgodnie z planem udało się skonsumować.
Zastanawiające dla mnie jest to, że koktajl owocowy zawierał aż 14-17 g tłuszczy, a śniadanie z twarożkiem 4-5g, także mam pewne obiekcje co do tych wyliczeń, ale nie mam przed sobą pełnego planu żywieniowego ze składnikami i nie mogę tego przeliczyć na prawidłowe wartości. Jednak coś mi tutaj nie do końca pasuje.
I tak podsumowując, z etykiet:
dieta 2200 daje nam:
– 2227,6 kcal, 163g białka, 61,1 g tłuszczy oraz 270 g węglowodanów, niestety w większości prostych. W przełożeniu na % zawartość składników plasuje się to tak:
– 29%B, 24%T, 47%W
dieta 2600 daje nam:
– 2618 kcal, 175g białka, 87,8 g tłuszczy i 293,4 g węglowodanów
– 26%B, 30%T, 44%W
Jak na dietę dla osoby zdrowej, nieaktywnej (zakładam, że diety sport są dla osób aktywnych, a standard dla Kowalskiego) to trochę za dużo białka, za dużo węglowodanów prostych (można by do śniadania dać chociaż słodką bułkę graham, a do kolacji kaszę lub ryż pełnoziarnisty). Obawiam się także, że część z tych węglowodanów pochodzi z cukrów prostych, dosładzania, dlatego nie do końca mogę zgodzić się ze stwierdzeniem, że jest to zdrowy wybór.
Ale nie mogę też powiedzieć, że jest to zły wybór żywieniowy dla osoby zdrowej, AKTYWNEJ FIZYCZNIE, bez żadnych problemów. Jeśli nie jesteś na redukcji, nie masz hiperinsulinemii, hipoglikemii, chorób żołądka ani jelita to propozycje kateringu Zdrowe Menu mogą być dla Ciebie satysfakcjonujące, jednakże jeśli potrzebujesz diety leczącej, bądź łagodzącej Twoje dolegliwości – niekoniecznie znajdziesz tutaj coś dla siebie.
Dla mnie, w przeliczeniu na moją masę ciała wyszło aż 2,6g białka na kilogram masy ciała, a dla męża około 2-2,2 g na kg masy ciała, czyli tak, jakbyśmy oboje byli co najmniej sportowcami pasjonatami. Norma dla Kowalskiego wynosi około 0,8-1,2g na kg masy ciała, także warto się zastanowić nad tym, czy nadmiar w dłuższym okresie czasu będzie dla nas korzystny. Jednorazowo okej, ale już miesiąc – niekoniecznie.
Podsumowanko
Także zbierając do kupy informacje o kateringu Zdrowe Menu:
– ładne, świeże, soczyste, chrupiące dania
– smak to rzecz gustu, ale oceniam katering jako smaczny. choć słodki
– personalizacja zamówienia pod kątem nietolerancji i preferencji żywieniowych
– solidne porcje
– za dużo białka
– za mało węglowodanów złożonych
– nie do końca wiarygodny bilans posiłków
– dieta nieodpowiednia dla osób z IO, chorób nerek, wątroby
Dodaj komentarz