Wraz ze zbliżającym się wrześniem miałam zamiar napisać post z planami, oczekiwaniami i zmianami, które mają mnie czekać w tym miesiącu, ale pierwsze dni odebrały mi ten entuzjazm – z pewnością na chwilę, ale póki co muszę przegryźć ten gorzki posmak jakimś dobrym treningiem i wszystko wróci do normy. Ale to tego potrzeba mi jeszcze kilku dni.
1go września zaczął się mój pierwszy, wyczekany urlop, który miał być pełny atrakcji, aktywności, spacerów i radości. No cóż, życie miało inne plany. Mimo wszystko nie jest tak źle. Pierwszy dzień spędziliśmy z Drwalem w ZOO. O rany, lata tam nie byłam. Z jednej strony mam negatywne odczucia, trzymanie zwierząt w sztucznie przystosowanych do nich warunkach, a z drugiej strony możliwość zobaczenia na własne oczy zwierząt, których na codzień na pewno nie zobaczę.
W planach na ten dzień było oddawanie krwi i ZOO. Bardzo zależało mi na tym, by ją oddać, ponieważ niedługi czas temu chciałam zostać dawcą szpiku, lecz niestety moje choroby mnie z tego wykluczyły. Dlatego czekanie ponad godzinę na konsultację z lekarzem decydującym o tym czy mogę oddać krew było dość nerwowe. Niefortunnie i tutaj nie przyda się moja pomoc, tym razem wykluczyły mnie leki, które przyjmuję na stałe. Bardzo bardzo szkoda. No nic, może chociaż moje organy po śmierci się nadadzą.
O warszawskim ZOO mogę powiedzieć, że widać, że staje się nowoczesne. Z ostatniego razu, gdy miałam 14-15 lat, pamiętam ZOO trochę inaczej. Większość odwiedzonych przeze mnie tym razem miejsc sporo się zmieniło. Zdecydowanie nie pamiętam, żeby na środku ZOO stał budynek pełny robali. Robale robalami, niech sobie żyją. Niestety nie miałam okazji ich obejrzeć, bo pierwsze co wpadło w moje oczy to cholerne obślizgłe i paskudne ślimaki. Zdaję sobie sprawę, że one nic mi nie zrobią (no tak nie do końca im wierzę – wielki krwiożerczy ślimak mutant), ale wytłumacz człowiekowi z arachnofobią, że ten 2 milimetrowy pająk boi się bardziej. Na mnie tak działają ślimaki :O
Mimo drobnej nieprzyjemniej scysji z panem ślimakiem reszta wycieczki była bardzo pozytywna. Udało nam się zobaczyć goryla, szympansy i małego (no może nie tak bardzo małego) warana. Pogoda była dość intensywna jak na pierwszy dzień szkoły, ale na szczęście nie było tłumów, dzięki czemu udało nam się zobaczyć wszystkie zwierzaki, które akurat nie ukrywały się przed słońcem. Trafiliśmy także na porę karmienia misiów polarnych, dzięki czemu zobaczyliśmy, że nie tylko ludzkie rodzeństwa podkradają sobie lepsze kąski. Obserwowanie dwóch wielkich miśków leniwie walczących o dynię było bardzo zabawne. Wiecie, że taki misiek potrzebuje dziennie 8 kg mięsa i 5 kg warzyw? Niedawno potrzebowali 11 kg mięsa! To się nazywa apetyt!
Jak już jesteśmy przy mięsożercach to warto wspomnieć o gepardzie, którego wybieg znajduje się w dość niefortunnym dla tego tego kota miejscu. Zaraz obok jego wybiegu znajduje się smażalnia kiełbas i innych pachnących smakołyków, przez co kot, zamiast korzystać z wybiegu to chodzi w tą i spowrotem jak zahipnotyzowany i z pewnością ma nadzieję, że w końcu ta pachnąca kiełbaska znajdzie się w jego zasięgu. Biedny pan gepard 🙁
Długo się zastanawiałam, czy wrzucić zdjęcia z tej wycieczki, ponieważ wyglądam na nich na 100 razy większą niż na zdjęciach, które robie sobie sama w oświetleniu domowym. Ale skoro sama mówię innym, że najważniejsze to kochać siebie to nie mam czego się wstydzić. Jestem bardzo jasną osobą i z tego powodu, dzięki lekkiej nadwadze i szczerzeniu jak głupia na zdjęciach wychodzę na pulchną kluskę z okrągłą buzią. Jak z postury się nie wytłumaczę to z buzi mogę 😉 po prostu jestem niefotogeniczna, a moja buzią odbijając światło zabiera mi jakiekolwiek rysy twarzy xD ale zgodnie z zasadą – akceptuj siebie – proszę, to ja!
Niestety plany na kolejny dzień urlopu zniweczyło moje wieczorne niedomaganie. Dosłownie w 30 minut ze zdrowiej osoby stałam się skrzeczącą kulką smutku. Drugi dzień urlopu, zamiast na spacerze czy innej aktywności – spędziłam u lekarza i w łóżku. Trzeci i czwarty dzień wyglądały podobnie, dzięki mojemu ukochanego Drwalowi, który wysprzątał mieszkanie nie musiałam za wiele robić poza graniem na konsoli 😉 Wczoraj już nawet czułam się zdrowo, dziś rano już niekoniecznie :/ a muszę wyzdrowieć ASAP bo w środę zaczynam nową, ekscytującą przygodę!
Jeśli masz za sobą mój pierwszy wpis z kategorii słowotok, to wiesz ile znaczy dla mnie crossfit a szczególnie pierwszy warszawski box crossfitowy R99. Najpierw postawili mnie na nogi, a teraz jeszcze dali szansę na pracę w miejscu, które kocham 🙂 Recepcjo nadchodzę. Liczę, że praca tam pozwoli mi na obserwację pracy trenerów, poszerzanie swojej wiedzy w zakresie sportu i możliwość poznania pracy takiego miejsca od podszewki. Zrezygnowałam ze stabilnej pracy asystentki zarządu na miejsce, które zbliżone jest z moim planem na siebie i na życie.
Mam nadzieję też, że regularne godziny pracy i układ grafiku pomoże mi w regularnej aktywności, organizacji życia i trzymaniu postanowień. Jestem podekscytowana jak chomik na widok kolby kukurydzy. Trochę się stresuję i lękam, a skoro tak jest to stoi przede mną wyzwanie, które zamierzam rozłożyć na łopatki! #proudtobeteamr99
Jak już się rozpisałam i trochę pomarudziłam to myślę, że to chwila na wrześniowe plany, trochę zmodyfikowane przez moje akuratnie leżenie w łóżku, ale że człowiek jest elastyczny to to właśnie jest nowy plan:
– trening crossfit 3 razy w tygodniu
– stretching w weekend
– czysta miska 6/7 dni w tyg
– ziółka 2-4 razy dziennie (w tym Hello Slim po 3-4 dniowej przerwie na początku miesiąca)
– min. 2 artykuły na tydzień (mimo, że pisanie na telefonie jest trudne, będę się starała – wciąż trzymając kciuki, że mój komputer zmartwychwstanie za sprawą informatyków
– nauka gotowania na 3-4 dni i poprawa planowania posiłków (o rany to chyba najtrudniejsze)
– przeczytać 2 książki do końca miesiąca
Plan dość intensywny, ale wierzę, że dam radę! Jaki jest Twój?
6 września 2016 | 15:42
Chryste Ty nie masz żadnej nadwagi! 😱 po prostu masz kiepski aparat ;-). Serio masz taką reakcję na ślimaki?! 😄 to ja tak mam z molami 😋. Raz tak mnie odrzuciło od szafki kuchennej, że padłam na podłogę i czekałam aż chłop wróci z pracy i ogarnie temat 😁. Pewnie już jesteś zdrowa, ale na przyszłość, poza milionem naturalnych sposobów na radzenie sobie z chorobą, jest jeden, który na 100% stawia na nogi w ciągu 24h. Znając Ciebie, pewnie uznasz to za herezję i pogrozisz palcem, ale muszę spełnić swój samarytański obowiązek ;-). 10-15g wit C (jeszcze lepiej z miodem, jeśli tolerujesz) i woda utleniona do ucha :-). Testowane na ludziach 👍 pozdro
7 września 2016 | 07:16
Kiedyś myłam uszy woda utlenioną i dostałam zapalenia błony bebenkowej 🙁 na przeziębienie zwykłam pić czosnek z miodem i mlekiem, ale to cholerne zapalenie krtani rozkładało mnie od kilku tygodni. Brudna klima w aucie j proszę :/ z witaminą C nie będę szalała, jednak zostawię to innym 😉 i tak wcinam jej ponad normę ostatnio 😀
Na ból gardła pijam teże siemię (jestem jego fanatyczką) i rzeczywiście zmniejsza ból gardła 🙂
Aparat dobry, ale dziękuję 😉 ale i BMI i ilość tkanki tłuszczowej zdecydowanie na nadwagę wskazują. Lekką, ale jednak.
U mnie awersję do ślimaków to jeszcze konflikt wewnętrzny, nie chce na żadnego stanąć bo go zabiję i jednocześnie nie chcę na żadnego stanąć bo są obrzydliwe i zostaną w podeszwie. No i zemszczą się i zjedzą mnie w odwecie xD
6 września 2016 | 09:10
Moj plan na wrzesien? W piatek mam badanie cukru w ciazy, 13 wrzesnia wizyte u poloznej, 27 wrzesnia kolejne usg. Przemeblowanie,prasowanie,i powolne przygotowania do powitania nowego czlonka rodziny 🙂
6 września 2016 | 09:12
Brzmi pracowicie 😀 kiedy rozwiązanie?
2 maja 2017 | 23:17
szczęśliwa mamajestem dowodem ,ze Postinor nie zawsze dziaÅ‚a :)Wzięłam go w niecaÅ‚e 24 h po „wpadce” a potem za 12h kolejny i….jestem szczęśliwÄ… mamÄ… piÄ™knej córeczki :)Pozdrawiam…pd dziewczyny,ze patrzcie na chmpÂaków,partnerów,Åężo³w…to My kobiety musimy zadbać o zabezpieczenie. Tak już jest…bo potem My przechodzimy przez to wszystko.