Uwielbiam, uwielbiam, no po prostu uwielbiam testować nowe produkty, nawet jeśli nie należą do kategorii moich ulubionych – a tak właśnie jest z żelazkami! Nie lubię się z nimi od zawsze, między innymi dlatego, że prasowanie zawsze kończyło się dla mnie nie najlepiej. Poparzone dłonie, porozciągane koszulki, ogólna irytacja i zniechęcenie. Mimo tego, gdy w moje ręce dostał się generator pary Philips PerfectCare Elite GC9630 postanowiłam zebrać wszystkie ciuchy do prasowania i porządnie zabrać się za wykorzystywanie wszystkich jego możliwości.
Postanowiłam swoją przygodę z nim zacząć od lektury instrukcji i… okazało się, że jest mi ona kompletnie niepotrzebna, ponieważ generator trzeba tylko podłączyć do prądu, nalać wody d pojemniczka (który swoją drogą bardzo łatwo się zdejmuje i napełnia) i uruchomić sprzęt, który nagrzewając się informuje nas o tym migającym ledowym światełkiem na żelazku. Gdy generator będzie gotowy sprzęt poinformuje nas o tym krótkim sygnałem dźwiękowym oraz jednostajnie świecącym światłem na uchwycie.
Generator pary PerfectCare Elite GC9630 nie posiada możliwości ustawienia programu, czy temperatury prasowania, a to dlatego, że dzięki kontroli ilość i pary, którą uruchamiamy naciskając guzik znajdujący się pod uchwytem. Ciężko mi było uwierzyć w takie cuda „do wszystkiego”, więc zabrałam się czym prędzej do prasowania na zmianę biorąc jeansy i delikatne bawełniane lub satynowe bluzeczki. Aż nie mogłam w to uwierzyć, ale sprzęt poradził sobie i z jednym i z drugim rodzajem ubrań. Do spodni używałam ciut więcej pary a do koszulek prawie wcale. Wszystkie zagniecenia znikły, a ja, mimo kilkukrotnego zahaczenia żelazkiem o ręce, nie poparzyłam się ani razu. To naprawdę wyczyn biorąc pod uwagę moje ADHD i nieuważne obchodzenie się z rzeczami. Prasowanie wyborne.
Generator PerfectCare od Philipsa ma też świetną funkcję – można nim „prasować” wiszące ubrania. No czyli jest po prostu żelazkiem parowym do prasowania w pionie. Sprawdza się to idealnie przy ciuchach, których prasowanie na desce mija się z celem, bo każdy przesunięty kawałek zaraz jest pogięty, albo do takich, które na desce, pod wpływem ciepła po prostu się rozciągają – jak np. moja ukochana spódnica ze zdjęcia. Prasowanie do takiego efektu zajęło mi mniej niż 30 sekund. BOMBA.
Do prasowania „w powietrzu” najlepiej nadaje się funkcja ciągłego „silnego wyrzutu pary”, którą uruchamia się naciskając dwukrotnie dość szybko guzik aktywacji pary. Na początku nie mogłam sobie z tym poradzić, ale po kilku próbach załapałam jak to powinno działać.
Samo „żelazko” jest ultra leciutkie i przyjemne w użyciu, wg producenta nie przypala materiałów, nawet gdy zostawimy je na nich położone. Zdarzyło mi się kilka razy zapomnieć je odłożyć, ale nie tak długo, bym mogła ocenić, czy rzeczywiście nie zostawia ono śladów.
Z pewnością fajnym zabezpieczeniem jest blokada, którą trzeba zdjąć przed rozpoczęciem prasowania i można ją założyć po odłożeniu żelazka na stację. Nawet jeśli zostawimy je na chwilę samo, dziecko nie da rady podnieść żelazka i się oparzyć. A jeśli zostawimy jena dłużej… to się po prostu wyłączy.
Z minusów jakie zauważyłam, to duży rozmiar generatora pary Philips PerfectCare Elite GC9630, poza faktem, że chętnie zostawiłabym go w domu na stałe, do przechowywania go musiałabym znaleźć jakieś specjalne miejsce. Ale dla takie sprzętu na pewno coś bym wygospodarowała! Kolejnym w kolejce jest brak informacji dźwiękowej o potrzebie uzupełnienia zapasów wody – owszem światełko miga na czerwono, ale zauważyłam to dopiero po kilkukrotnej próbie uruchomienia pary i załapania, że jednak coś musi być nie tak (ah, blondynka). Jak pisałam, generator jest dość duży, co dodatkowo wymagało zorganizowania dla niego kawałka miejsca w czasie prasowania, może gdyby kabel między żelazkiem a generatorem był dłuższy – można by go postawić pod deską. Tylko jak wtedy odkładać bezpiecznie żelazko? Jego rozmiar także sprawia, że nie jest sprzętem, który można użyć na szybko rano, chyba, że masz do tego specjalnie wydzielone miejsce. A wydzielenie go na pewno jest warte tej chwili zastanowienia, gdzie jak i po co, bo możliwość odświeżenia rano garderoby parą jest naprawdę luksusowo zajebista. Bo ile razy wkładałaś uprasowane ciuchy do szafy a wyjmowałaś w takim stanie, jakby dopiero ktoś ugniatał je niczym ciasto na pizzę?
Za jednym podejściem zużyłam półtorej pojemnika wody i uprasowałam zarówno poliestrowy dres, jak i swetry, bluzy, jeansy, bawełniane koszulki, bieliznę i ciuchy sportowe. Dostało się też sukienkom, spódnicom, jeansom i koszulom.
Cena generatora Philipsa jest dość wysoka – rekomendowana to 1399 zł. Wiem, że na rynku można znaleźć podobne do niego sprzęty, ale nie spotkałam się z takim, który jednocześnie, bez zmiany programu, prasował wszystkie ubrania, miał tak silny strumień pary oraz tak lekkie w porównaniu do normalnych oraz parowych, żelazko. Sądzę, że to produkt na lata, zatem cena ta spokojnie zwróci się z nawiązką, nie mówiąc o komforcie i nowym levelu w dbaniu i noszeniu ubrań.
Jestem na tak.
ZDECYDOWANIE! aż ciężko było mi się z nim rozstać 🙂
Ocena: 9,5/10
Dodaj komentarz