Na dzień dobry musze się przyznać, zapomniałam kompletnie o październikowym podsumowaniu i listopadowym planie miesięcznym. Kajam się i śpieszę ze skrótem. Bo nawet jako taki miałam zapisany.

POPIŹDZIERNIKOWE ROZPISANKI:

Piździernik minął jak z bicza strzelił, nawet nie zauważyłam kiedy :O
Minął tez pewnie w takim ekspresowym tempie bo same przypadłości tego miesiąca się trzymają. Szpitale, chorowanie, trzy zjazdy z czego dwa z kolokwiami, sto rzeczy do ogarnięcia. Pewnie dlatego mój piździernikowy plan zrealizowany jest w jakieś 25%. Zdecydowanie nie mój miesiąc, ale zdecydowanie trzeba to zmienić! Fakt pierwsze dni listopada tez pa choju, ale ale po kolei.
Piździernik można podzielić na plusy i minusy.
Plusy to zdecydowanie szkolenie z Kettlebells, bilety do Kanady, PR w martwym ciągu, Drwal na CrossFicie, sukcesy dietetyczne mojego podopiecznego <3
Po kolei. Albo nie po kolei. Ale tak z trochę większą dozą słów.
Drwal na CrossFicie. No serduszko uradowane, nic mnie tak nie cieszy jak fakt, że mój luby wkręca się w CrossFit, co dla jego zdrowia z pewnością jest plusem nad plusy. Ale, żeby nie było zbyt różowo to nie wyglądało to na zasadzie: ojej pójdę poćwiczyć. Co to to nie! Najpierw robiłam miesięczne podchody i żarciki, że jak już ćwiczę regularnie to on tez musi 😉 Potem zaczęłam wspominać, że i tak mu kupię karnet i będzie musiał iść… A potem? Przez tydzień informowałam, go, że postawiłam go przed faktem dokonanym i musi iść 😀 Na szczęście przestał się bronić, że to nie dla niego i obiecał spróbować. I wiecie co? Został 😀 i teraz krosfitujemy sobie razem. Więc można chyba powiedzieć, że mój upór się opłacił i nie zawsze babskie ględzenie jest bez sensu 😉 Cieszę się, że tak się stało, bo zawsze marzyłam o najlepszym kompanie do ćwiczeń – czyli drugiej połówce zajaranej tym samym co ja 🙂
Dalej dalej plusy piździernika! Sukcesy dietetyczne mojego podopiecznego. No dawno nie byłam tak dumna z osoby, która wzięła się za siebie. Sumiennie trzyma się diety, gubi centymetry, wybiera się w sport. Mateusz, jesteś moim bohaterem. Mimo trudów do pokonania nie poddajesz się i idziesz do przodu jak burza!
Co my tu mamy dalej, PR w martwym ciągu… Pierwsze 100 kg w czymkolwiek zrobione. Zrobione nawet ze zdziwieniem, bo liczyłam i liczyłam te funty i się doliczyć nie mogłam. A tu proszę… po przeliczeniu wyszła równa setka. Wiecie jak to człowieka motywuje? Tak, że chce mu się latać! Teraz w martwym planuję dobić do 140, więc jedziemy dalej!
Co tam mamy jeszcze? Szkolenie z Kettlebells <3 Nowe doświadczenia, nowe umiejętności, jeszcze więcej wiedzy!
Minusy? Ło zdecydowanie totalne odpuszczenie diety. No jestem jakimś polipem z jedna komórką mózgową jeśli chodzi o odzywianie. Taka studentka, takie wysokie oceny z kolosów (łohohohoh) a taki jemioł. Co zgubiłam w sierpniu i wrześniu odzyskałam w piździerniku. Mogę to ukryć pod hasłem „zimowe masowanie”? Nie no powaga, rusz dupę f’loader bo nie będzie tak zabawnie. Zresztą widać mój ciążowy brzuszek na zdjęciach 😉
collage-2016-11-07-09_28_37
Zdjęcia zrobione były na na stronę boxa, gdzie paskudna ja widnieję jako front desk 😀

Taki krótki tekścik zatem wracamy do LISTOPADA:

Listopad kolosami płynący. Cóż poradzić, toż to studia. No to się uczę i zaliczam, a co! Licencjacie nadchodzę!
Poza tym przepiękne zapalenie oskrzeli, zatok i gardła jednocześnie, dzięki któremu jeszcze teraz moja temperatura wacha się między 37 a 37,5. Ale tłumaczę sobie, że to z okazji zimy – mój organizm się podgrzewa 😉 Oczywiście dzięki temu miałam kolejną przerwę od ruchu. Systematyczności, nadchodź proszę!
W listopadzie także została właścicielką nowego Pottera, za sprawą niezwykle kochanej Babci. W tej chwili zostało mi już niewiele stron (ciężko znaleźć czas na inne czytanki niż uczelniane) i mam ochotę napisać co myślę o tej 8mej części przygód niemałego już Pottera i jego rodzinnej ferajny. także możliwe, że zostanę spoilermanem. Swoją drogą polecam komiks o polskich superbohaterach.

2009-06-18-0009Nie udało mi się też zorganizować sobie planu na listopad, ale co było to było, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, dlatego czas na nową listę postanowień grudniowych!

GRUDNIOWY PLANIK

– od 5.12 nie jem słodyczków aż do świąt!
– zamierzam przeczytać 2 książki ponad dietetykę (trochę idę na łatwiznę, bo Potter się liczy :D)
– mimo wylotu do Kanady nie zamierzam odpuścić treningów, 2, a najlepiej 3 w tygodniu muszą być!
– odwiedzenie boxa Crosssfit Etobicoke, zaliczanie boxów na świecie rozpoczęte 😀
– posty 2-3 razy w tygodniu

Staram się nie stawiać sobie wygórowanych celów, wciąż uczę się walczyć z uciekającą motywacją i prokrastynacją. Nie poddawać się to już 1/3 sukcesu!

Z przyjemności, które czekaj mnie (i Drwala) w tym miesiącu to lot na Święta i sylwestra do Kanady, do rodziny. Dawno nie widziałam swoich mini-me. Przeżywam jak woźna wakacje to, że jedna z nich jest już pełnoprawną nastolatką. W czasie ostatniej wizyty była tylko dziewczynką… Czas leci szybciej niż powinien, zdecydowanie… Chociaż nie, teraz niech zasuwa! Jeszcze 13 dni! A jeszcze tyle do zrobienia. Ostatnia wizyta nie była opatrzona takim przedwyjazdowym stresem. Może dlatego, że leciałam sama i miałam trochę mniej rzeczy do ogarnięcia… Teraz moją głowę zaprzątają ubezpieczenie, zaświadczenia od lekarzy o przyjmowanych lekach, kocie porządki na 3 tygodnie, pakowanie, prezenty, dopięcie uczelnianych zaliczeń, załatwienie wszelkich opłat… Niby nic a tak wiele. :O

Kolejny kawałek ostatniego miesiąca roku to teamowe zawody w eRce 17 grudnia. Pierwsze w dorosłym życiu. Oczywiście nie nastawiam się na pierwsze ani nawet piąte miejsce, ale dam z siebie tyle, żeby dobrze się bawić i podołać TRZEM workoutom… Jak się zapisywałam to nie miałam pojęcia, ze tyle ich mnie czeka 😀 Zawody organizowane są z okazji 4tych urodzin boxa, więc atmosfera będzie świąteczno-urodzinowa. 😀 Chciałam upiec jakieś ciasto, ale ma być nas co najmniej 80 osób, więc obawiam się, że musiałabym siedzieć po nocy 😀 Bardzo fajnie, że moi wykładowcy są tak wyrozumiali, że wystarczy zaświadczenie, że brałam udział w zawodach, by usprawiedliwić moją nieobecność na zajęciach.
Druga obawa to to, że w poniedziałek, siedząc w samolocie bardzo długo (około 9 h) dopadną mnie pozawodowe zakwasy i będę miała problem z wyjściem z niego 😀 Najwyżej Drwal mnie zaniesie 😀

W Kanadzie mamy w planach solidne zwiedzanie. Torontońska CN TOWER, która jest drugą co do wielkości wolno stojącą budowlą na świecie (Dubajczycy nie mogli znieść tego, że ktoś ma coś większe (kompleksy huhuhu :P) i postawili wyższą). Do tego koniecznie musimy odwiedzić oceanarium i może jakieś fajne muzeum! Nie zapominając o Niagarze, którą miałam już przyjemność zwiedzać latem, ale z pewnością będzie równie piękna zimą. Reszta to totalny spontan, zobaczymy co się nawinie 😀 No i planuje upiec tyle pierniczków, że będziemy wszyscy pachnieć świętami 😀

Macie już gotową kreację sylwestrową? Ja póki co nie, pewnie wezmę ze sobą coś na wszelki wypadek, ale zamierzam „ubrać” się w Kanadzie (stosunkowo niskie ceny ubrań w porównaniu z naszym krajem). Liczę także na dobre wyprzedaże, jakieś butki, sportowe staffy… coś fajnego chciałabym ze sobą przywieźć. A już na pewno ten plecak bo jest OGROMNY. W moim w dniu treningowym muszę upychać i ubrania i jedzenie, co nie dość, że sprawia, że wygląda komicznie to jest bardzo niewygodne i nie zawsze jestem w stanie zabrać ze sobą wszystko co mogłoby mi się przydać.

Jak przygotowania do świąt? Choinki ubrane? U mnie jeszcze nie, ale najpóźniej w weekend zamierzam ubrać nasze małe drzewko, żeby złapać świąteczny klimat i (możecie się obśmiać) ale zostawić kotom na ich wigilię (toć jak nie ma w domu rodziców, to dzieciaki robią melanże) 😀 Strasznie martwię się o moje maluchy, Pankrac w zeszłym roku po wybuchach sylwestrowych tak się zestresował, że oderwały mu się kamienie nerkowe i prawie zszedł z tego świata przez zatrucie mocznikiem. Od tego czasu wszystkie śmierdziuchy są na specjalnej karmie, ale nigdy nic nie wiadomo. Na szczęście lecznica pod oknem praktycznie, a mama Drwala będzie ich doglądać.

Pisałam już jak bardzo nie lubię zimy? Śnieg to dla mnie wyrok bólu kolana, przewrotek i wieczna walka o przetrwanie. Nie lubię jak jest zimno, nie lubię jak pada to białe gunwo z nieba, nie lubię ślisko. Z okazji braku więzadeł każdy poślizg to być/nie być dla pozostałych, dyskomfort przesuwających się składowych stawu, ryzyko wykluczenia z treningów na kilka-kilkanaście dni z powodu obrzęku, bólu i możliwych uszkodzeń. Jestem zdecydowanie ciepłolubna toteż nawet najcieplejsza zimowa kurtka może być zbyt zimna jak na moje potrzeby. W najcieplejszej narciarskiej jaka mam chodziłam już jesienią, a to może pięknie pokazać jakim jestem typem cieplucha. Śnieg spoko, ale między 23 grudnia, a 2 stycznia. W górach niech sobie będzie cały rok. Miasto go nie potrzebuje 😉

Mamy dziś mikołajki, a mój Drwalołaj przyszedł już w niedzielę. Ukochany mój sprezentował mi fitness opaskę Huawei Band B0, która liczy kroki, ma opcję treningową (bieg, marsz i rower – z wiadomych powodów zostanę przy marszu oraz rowerze, gdy już przyjdą ciepłe dni), rejestruje sen, ma wbudowany alarm (pobudka za pomocą wibracji) oraz (całkiem to logiczne) jest zwykłym zegarkiem 😀 Z pewnością napiszę o nim kilka słów za jakiś czas.

Myślę, że na dziś wystarczy już paplania, jak tylko wpadnę w Kanadyjski wir to zapewne będę człowiekiem spamem i podzielę się z wami tym, co dane mi będzie zobaczyć.

Jak wasze grudniowe plany? Listopadowe zrealizowane? Czujecie już magię świąt i pieczecie pierniczki?