Na dzień dobry musze się przyznać, zapomniałam kompletnie o październikowym podsumowaniu i listopadowym planie miesięcznym. Kajam się i śpieszę ze skrótem. Bo nawet jako taki miałam zapisany.
POPIŹDZIERNIKOWE ROZPISANKI:
Co my tu mamy dalej, PR w martwym ciągu… Pierwsze 100 kg w czymkolwiek zrobione. Zrobione nawet ze zdziwieniem, bo liczyłam i liczyłam te funty i się doliczyć nie mogłam. A tu proszę… po przeliczeniu wyszła równa setka. Wiecie jak to człowieka motywuje? Tak, że chce mu się latać! Teraz w martwym planuję dobić do 140, więc jedziemy dalej!
Taki krótki tekścik zatem wracamy do LISTOPADA:
Listopad kolosami płynący. Cóż poradzić, toż to studia. No to się uczę i zaliczam, a co! Licencjacie nadchodzę!
Poza tym przepiękne zapalenie oskrzeli, zatok i gardła jednocześnie, dzięki któremu jeszcze teraz moja temperatura wacha się między 37 a 37,5. Ale tłumaczę sobie, że to z okazji zimy – mój organizm się podgrzewa 😉 Oczywiście dzięki temu miałam kolejną przerwę od ruchu. Systematyczności, nadchodź proszę!
W listopadzie także została właścicielką nowego Pottera, za sprawą niezwykle kochanej Babci. W tej chwili zostało mi już niewiele stron (ciężko znaleźć czas na inne czytanki niż uczelniane) i mam ochotę napisać co myślę o tej 8mej części przygód niemałego już Pottera i jego rodzinnej ferajny. także możliwe, że zostanę spoilermanem. Swoją drogą polecam komiks o polskich superbohaterach.
GRUDNIOWY PLANIK
– zamierzam przeczytać 2 książki ponad dietetykę (trochę idę na łatwiznę, bo Potter się liczy :D)
– mimo wylotu do Kanady nie zamierzam odpuścić treningów, 2, a najlepiej 3 w tygodniu muszą być!
– odwiedzenie boxa Crosssfit Etobicoke, zaliczanie boxów na świecie rozpoczęte 😀
– posty 2-3 razy w tygodniu
Staram się nie stawiać sobie wygórowanych celów, wciąż uczę się walczyć z uciekającą motywacją i prokrastynacją. Nie poddawać się to już 1/3 sukcesu!
Z przyjemności, które czekaj mnie (i Drwala) w tym miesiącu to lot na Święta i sylwestra do Kanady, do rodziny. Dawno nie widziałam swoich mini-me. Przeżywam jak woźna wakacje to, że jedna z nich jest już pełnoprawną nastolatką. W czasie ostatniej wizyty była tylko dziewczynką… Czas leci szybciej niż powinien, zdecydowanie… Chociaż nie, teraz niech zasuwa! Jeszcze 13 dni! A jeszcze tyle do zrobienia. Ostatnia wizyta nie była opatrzona takim przedwyjazdowym stresem. Może dlatego, że leciałam sama i miałam trochę mniej rzeczy do ogarnięcia… Teraz moją głowę zaprzątają ubezpieczenie, zaświadczenia od lekarzy o przyjmowanych lekach, kocie porządki na 3 tygodnie, pakowanie, prezenty, dopięcie uczelnianych zaliczeń, załatwienie wszelkich opłat… Niby nic a tak wiele. :O
Kolejny kawałek ostatniego miesiąca roku to teamowe zawody w eRce 17 grudnia. Pierwsze w dorosłym życiu. Oczywiście nie nastawiam się na pierwsze ani nawet piąte miejsce, ale dam z siebie tyle, żeby dobrze się bawić i podołać TRZEM workoutom… Jak się zapisywałam to nie miałam pojęcia, ze tyle ich mnie czeka 😀 Zawody organizowane są z okazji 4tych urodzin boxa, więc atmosfera będzie świąteczno-urodzinowa. 😀 Chciałam upiec jakieś ciasto, ale ma być nas co najmniej 80 osób, więc obawiam się, że musiałabym siedzieć po nocy 😀 Bardzo fajnie, że moi wykładowcy są tak wyrozumiali, że wystarczy zaświadczenie, że brałam udział w zawodach, by usprawiedliwić moją nieobecność na zajęciach.
Druga obawa to to, że w poniedziałek, siedząc w samolocie bardzo długo (około 9 h) dopadną mnie pozawodowe zakwasy i będę miała problem z wyjściem z niego 😀 Najwyżej Drwal mnie zaniesie 😀
W Kanadzie mamy w planach solidne zwiedzanie. Torontońska CN TOWER, która jest drugą co do wielkości wolno stojącą budowlą na świecie (Dubajczycy nie mogli znieść tego, że ktoś ma coś większe (kompleksy huhuhu :P) i postawili wyższą). Do tego koniecznie musimy odwiedzić oceanarium i może jakieś fajne muzeum! Nie zapominając o Niagarze, którą miałam już przyjemność zwiedzać latem, ale z pewnością będzie równie piękna zimą. Reszta to totalny spontan, zobaczymy co się nawinie 😀 No i planuje upiec tyle pierniczków, że będziemy wszyscy pachnieć świętami 😀
Macie już gotową kreację sylwestrową? Ja póki co nie, pewnie wezmę ze sobą coś na wszelki wypadek, ale zamierzam „ubrać” się w Kanadzie (stosunkowo niskie ceny ubrań w porównaniu z naszym krajem). Liczę także na dobre wyprzedaże, jakieś butki, sportowe staffy… coś fajnego chciałabym ze sobą przywieźć. A już na pewno ten plecak bo jest OGROMNY. W moim w dniu treningowym muszę upychać i ubrania i jedzenie, co nie dość, że sprawia, że wygląda komicznie to jest bardzo niewygodne i nie zawsze jestem w stanie zabrać ze sobą wszystko co mogłoby mi się przydać.
Jak przygotowania do świąt? Choinki ubrane? U mnie jeszcze nie, ale najpóźniej w weekend zamierzam ubrać nasze małe drzewko, żeby złapać świąteczny klimat i (możecie się obśmiać) ale zostawić kotom na ich wigilię (toć jak nie ma w domu rodziców, to dzieciaki robią melanże) 😀 Strasznie martwię się o moje maluchy, Pankrac w zeszłym roku po wybuchach sylwestrowych tak się zestresował, że oderwały mu się kamienie nerkowe i prawie zszedł z tego świata przez zatrucie mocznikiem. Od tego czasu wszystkie śmierdziuchy są na specjalnej karmie, ale nigdy nic nie wiadomo. Na szczęście lecznica pod oknem praktycznie, a mama Drwala będzie ich doglądać.
Pisałam już jak bardzo nie lubię zimy? Śnieg to dla mnie wyrok bólu kolana, przewrotek i wieczna walka o przetrwanie. Nie lubię jak jest zimno, nie lubię jak pada to białe gunwo z nieba, nie lubię ślisko. Z okazji braku więzadeł każdy poślizg to być/nie być dla pozostałych, dyskomfort przesuwających się składowych stawu, ryzyko wykluczenia z treningów na kilka-kilkanaście dni z powodu obrzęku, bólu i możliwych uszkodzeń. Jestem zdecydowanie ciepłolubna toteż nawet najcieplejsza zimowa kurtka może być zbyt zimna jak na moje potrzeby. W najcieplejszej narciarskiej jaka mam chodziłam już jesienią, a to może pięknie pokazać jakim jestem typem cieplucha. Śnieg spoko, ale między 23 grudnia, a 2 stycznia. W górach niech sobie będzie cały rok. Miasto go nie potrzebuje 😉
Mamy dziś mikołajki, a mój Drwalołaj przyszedł już w niedzielę. Ukochany mój sprezentował mi fitness opaskę Huawei Band B0, która liczy kroki, ma opcję treningową (bieg, marsz i rower – z wiadomych powodów zostanę przy marszu oraz rowerze, gdy już przyjdą ciepłe dni), rejestruje sen, ma wbudowany alarm (pobudka za pomocą wibracji) oraz (całkiem to logiczne) jest zwykłym zegarkiem 😀 Z pewnością napiszę o nim kilka słów za jakiś czas.
Myślę, że na dziś wystarczy już paplania, jak tylko wpadnę w Kanadyjski wir to zapewne będę człowiekiem spamem i podzielę się z wami tym, co dane mi będzie zobaczyć.
Jak wasze grudniowe plany? Listopadowe zrealizowane? Czujecie już magię świąt i pieczecie pierniczki?
Dodaj komentarz