Jako dietetyk nie raz, nie dwa, nie pięćset zmagałam się w pracy z próbą odpowiedzenia na pytanie pacjenta:

DLACZEGO NIE CHUDNĘ?

Nie raz też trafiam na to pytanie na forach, Facebooku, w czasie zwykłej rozmowy, gdy wychodzi na jaw mój fach, także pomyślałam sobie, że spiszę kilka tych opcji, coby ułatwić zainteresowanym zrozumienie sedna problemu. Wpis ten nie ma ŻADNEJ chronologii, dlatego warto przyjrzeć się każdemu podpunktowi z osobna – jak to u Ciebie wygląda.

Zerknij najpierw, czy może po prostu wydaje Ci się, że nie chudniesz, bo redukcja to niezły rollercoaster odchudzania, a potem zapraszam do lektury:

A przyczyn problemów z redukcją masy ciała może być kilka, ja znalazłam ich co najmniej 17:

1. Problem z energetycznością i makro diety

Niestety bardzo często zdarza się, że redukcja nie działa tylko dlatego, że źle dobraliśmy ilość energii oraz rozkład makroskładników w diecie. Choć przyznam, że ponad czteroletnie doświadczenie analizowania dzienniczków żywieniowych innych ludzi skłania mnie bardziej ku zwaleniu winy na źle dobraną ilość makroskładników, czyli białek, tłuszczy i węglowodanów w diecie, gdyż z energetycznością jeszcze jako tako możemy sobie poradzić za pomocą internetowych kalkulatorów, czy aplikacji na telefon, z których część liczy makro, a część nie (pomijam już wiarygodność wyliczeń większości kalkulatorów online).

Swoje całodzienne zapotrzebowanie na energię możemy oszacować między innymi tutaj:

Kalkulatory kcalmar – pozwolą nam przeliczyć należną masę ciała, BMI, całkowitą przemianę materii, podstawową przemianę materii czy stosunek bioder do talii, który jest wyznacznikiem zdrowej sylwetki (choć ja jednak nie jestem jego zwolenniczką, gdyż nie każda pani jest biodrzasta z natury i jest on moim zdaniem mało wiarygodny)

Kalkulatory DietetykPro – jest ich trochę więcej i można na ich stronie policzyć nawet Ładunek Glikemiczny potrawy, także warto mieć tę zakładkę w linkach

Z czym w kwestii energetyczności i makro diety występują największe problemy? Z mojego doświadczenia wynika, że mniej więcej po równo występuje problem za małej i za wysokiej energiczności diety, co zwykle wynika z przeszacowania swojej aktywności, czyli współczynnika PAL, którego używamy do przemnożenia Podstawowej Przemiany Materii, by ustalić Całkowitą Przemianę Materii. Trening 2-3 razy w tygodniu nie będzie równał się aktywnemu trybowi życia, jeśli poza tym spędzamy życie w pozycji siedzącej, a spacery opierają się tylko na wyjściu do sklepu dwa razy w tygodniu.

Drugim, często popełnianym błędem, wyżej już wspomnianym, jest nieprawidłowy rozkład makro, choć raczej powiedziałabym – pomijanie makro w planie. Może jedna na 20 osób, z którymi rozmawiam (statystyki: Instytut Danych z Dupy – określone na oko, z doświadczenia) bierze w ogóle pod uwagę coś takiego jak stosunek białek, tłuszczy i węglowodanów w diecie. Zwykle osoby chcące redukować bazują na obcięciu kcal i tyle. Diety niskowęglowodanowe, diety wysoko białkowe i wysokotłuszczowe, które „jakoś tak wyszły” bo sklecone są z „dozwolonych składników” niekoniecznie oznaczają, że zapewniasz swojemu organizmowi odpowiednia ilość białek do odbudowy tkanek, odpowiednią ilość tłuszczy do wspierania układu hormonalnego i nerwowego, czy prawidłową podaż błonnika rozpuszczalnego i nierozpuszczalnego mającego wspierać perystaltykę jelit i utrzymanie prawidłowej glikemii w ciągu dnia.

2. Trzymasz dietę, ale „na oko”

Rozpisany plan gotowy, niezależnie od tego, czy przy gotowany przez dietetyka, czy przez pasjonata, czy po prostu laika z dobrym zapleczem źródłowym wiedzy to nie wszystko. Trzeba go jeszcze zrealizować i to nie na oko. Miary domowe miarami domowymi, ale zawsze powtarzam, że po pierwsze: warto sprawdzić ile realnie mają nasze miary domowe (konsultując się z wagą i miarką) oraz przez pierwsze 4-8 tygodni „diety” gotować z wykorzystaniem wagi. Różnice w pojemności łyżek, szklanek, plasterków, szczypt czy porcji mogą być ogromne. Zresztą zobaczcie to sami na przykładzie płatków owsianych. Różnica jednego grama w produkcie to ok 4 kcal. Niewiele, nie? A gdyby to był olej? To już prawie 9 kcal różnicy na 1 g. Tu się machnie, tam się machnie i deficyt kaloryczny jadłospisu *puf* znika.

Jak temu zaradzić? To bardzo proste. Zainwestować w wagę kuchenną. Taką zwykłą pod miskę. Albo w nowocześniejsze jej wersje, czyli:

Łyżka kuchenna z wagą:

Na pewno można ją dostać w Lidlu, na Allegro, ale założę się, że i na Aliexpress się znajdzie!

Deska do krojenia z wagą:

3. Nie kontrolujesz podjadania

Masz już plan, rozpisany, realizowany, ale także… dojadany. Na różne sposoby. Klasycznie: na kanapie przed telewizorem, w czasie pracy, w czasie stresu, w czasie nudy, w czasie wizyty u cioci, w czasie zakupów… Podjadać można wszędzie, zawsze i z każdego powodu.

Tu malinka i dwa orzeszki, przy robieniu koktajlu, tu plasterek szyneczki i kosteczka serka przy robieniu kanapek do pracy. Tam oliweczka, kawałek kotleta i pół ziemniaczka w czasie gotowania. Kilka rodzynek robiąc podwieczorek i jakoś tak kabanosik więcej na kolację i już możesz zapomnieć o wyliczonym deficycie kalorycznym na dzień. I dobrze jest, gdy podjadanie nie sprawi, że przekroczysz swoje dzienne zapotrzebowanie, bo wtedy to już kaplica i kilogramy w górę 😉

Świadomość tego ile, kiedy i dlaczego jemy, jest niezbędna w prawidłowym procesie redukcji masy ciała. A to prowadzi nas do kolejnego podpunktu:

4. Nie wiesz co jesz, nie sprawdzasz listy składników

Nawet jeśli ułożysz najlepszy plan żywieniowy na świcie (albo zrobi to dla Ciebie specjalista) to nie wystarczy, by być zdrowym, szczupłym, umięśnionym i sprawnym. Istotne jest także to, co wkładamy na talerz i z czego składa się nasze jedzenie.

Producenci bardzo sprytnie starają się ukrywać przed nami dodatki cukru, konserwantów, polepszaczy smaku, utrwalaczy, przeciwutleniaczy i innych cudów, mających sprawić, że nasz zakup będzie atrakcyjny dla języka, oka i mózgu przez bardzo bardzo długi czas, a my niestety łapiemy się na „bez konserwantów!” i w składzie szyneczki askorbinian sodu, który oczywiście – jest witaminą C, ale w tym przypadku służy jako przeciwutleniacz mający zachować kolor mięsa najbardziej różowy jak się da przez długi okres czasu. Niby dodatek naturalny, ale chyba już sam fakt, że oszukuje nasze oko, że mięsko jest jak przed chwilą oprawione – no coś jest nie tak.

O tym jak czytać etykiety, na co zwracać uwagę mówiłam zarówno na stacjonarnych zajęciach dotyczących czytania etykiet i robienia zakupów, jak i w zapisanym na grupie Fitloaders LIVE dotyczącym zakupów, także serdecznie zapraszam do dołączania i przeanalizowania swoich wyborów.

5. Jesz monotonnie

Jesz zdrowo, sprawdzasz składy, nie jesz za dużo, nie jesz za mało, ale dalej cos nie gra? A może ciągle jesz to samo?

Nie ma problemu, gdy Twoja tygodniowa/miesięczna dieta złożona jest z podobnych dań, jeśli wciąż zachowujesz różnorodność składników, kolorów i konsystencji pokarmów. Jeśli jednak jedynymi warzywami, które jesz, jest pomidor i ogórek, jadasz tylko ryż brązowy i np. unikasz strączków to łatwo monotonną dietą, składającą się przecież ze zdrowych składników, doprowadzić do niedoborów żywieniowych.

Monotonna dieta nie jest złą dietą, jeśli zawiera w sobie wszystkie kolory warzyw (i ewentualnie owoców), bogata jest w aminokwasy, zdrowe tłuszcze oraz węglowodany (czyli także błonnik rozpuszczalny i nierozpuszczalny). Przeanalizuj, czy aby na pewno Twój tygodniowy rozkład jazdy nie skupia się za bardzo na jakimś składniku pomijając inne, czy np. nie jestem fanatykiem przecieru pomidorowego kompletnie olewając zieleninę, albo jesz tylko kurczaka, a na bakier masz z rybami i roślinnymi źródłami białka.

6. Żyjesz na produktach fit, zero, low fat, cokolwiek-free

Robiąc zakupy sugerujesz się frontem etykiety, zamiast przeczytać skład. Wybierasz produkty free, zero, fit, które mają potencjalnie nieść korzyści dla zdrowia i sylwetki, a w większości tak naprawdę są po prostu gorszą jakościowo i odżywczo opcją pełnoprawnego produktu.

Producenci nie dodają białego cukru, ale sypią maltozy, suklarozy i inne cukrozy, zabarwiają białe pieczywo karmelem, zabierają tłuszczyk z serka i uzupełniają konsystencję i smak wypełniaczami, pompują szynki wypełniaczami (np. glutenem) by zwiększyć objętość i jędrność mięsa.

Pamiętaj, że w produktach free, zero, low-fat w większości przypadków substancje, od których uwolniono dane opakowanie należało czymś zastąpić, by energia, smak, czy konsystencja się zgadzały. By produkt dalej był atrakcyjny dla Ciebie, czyli dla konsumenta. Jak serek wiejski lekki, z mniejszą zawartością tłuszczu jest totalnie okej, szczególnie przy diecie ograniczającej jego spożycie, tak już słodkie muesli sugar-free z dodatkiem maltozy czy syropu kukurydzianego nie nadaje się do niczego.

7. Ciągle myślisz o jedzeniu i byciu na diecie

Wstajesz i myślisz co będziesz jeść. Jesz i myślisz co będziesz jeść następne. Idziesz ulicą i myślisz o tym, że nie możesz wejść do piekarni po pączka. 70% Twojego wewnętrznego życia wypełniają myśli o jedzeniu, ciągłe poczucie niesprawiedliwości, bycia na diecie za karę, na siłę, bo ktoś kazał.

Ciągle się stresujesz, strofujesz, pilnujesz, analizujesz, przeliczasz, żyjesz byciem na diecie i nieustannie podbijasz swój kortyzol i adrenalinę. Ciągły stres spowodowany „byciem na diecie” trzyma Twój organizm w stanie gotowości do podjęcia decyzji – walka czy ucieczka. A to sprawia, że Twój metabolizm jest odłożony na bok, organizm skupia się\na tym, by być gotowym do nagłego dostarczenia Ci energii do działania, do zrywu, biegu, walki. Ciągłe poddenerwowanie sprawia, że organizm nie „skupia” się na tym, by zdrowieć i poprawiać swoje parametry krwi, czy wykorzystywać zapasy zgromadzone głównie wokół pasa.

Natrętne myśli mogą także powodować błędne koło. Jedzenie, jako natychmiastowa nagroda może na chwilę ulżyć w ciągłym stresie – nawet nie zauważysz kiedy zjesz całą czekoladę (wcale nie podaję przykładu z życia, nieeeeee), a po niej pochłoniesz pół paczki chipsów i puszkę coli i na chwilę zapomnisz o tym, że jesteś na diecie i że Cię to męczy. Do momentu, gdy serotonina wywołana przez comfort food i rozciągnięcie żołądka (pierwszy bodziec do jej wydzielania) opadnie i wrócą wyrzuty sumienia. I kortyzol poszybuje znów w górę.

8. Nie pijesz wody, albo pijesz nieodpowiednio do swojego zapotrzebowania

Odwodnienie to nie taka rzadka przypadłość, duża ilość osób po prostu nie pije wody, bo nie umie jej pić, a ich organizmy nie są w stanie zasygnalizować im, że coś jest nie tak.

Już dwuprocentowe odwodnienie (2% masy ciała, więc nie tak dużo) wpływa na tempo metabolizmu spowalniając je. Odwodniony organizm to także problemy z koncentracją, motywacją, obniżony nastrój, ból głowy i brak chęci do robienia czegokolwiek.

Powtarzam to jak katarynka, ale jest to najprostszy przekaz z możliwych. Nasze jelita dziennie przerabiają ok. 8 litrów wody, a my dostarczamy z pożywieniem i piciem około 2 litrów. Nie trudno sobie wyobrazić, jak „brudna i zatęchła” woda musi krążyć w naszym organizmie, gdy jej nie dostarczamy, tylko zmuszamy organizm do tego, by zamknął obieg i nie pozwalał na jej oddawanie do środowiska (pot, mocz, kał, parowanie). Od prawidłowego obiegu wody w organizmie zależy termoregulacja, prawidłowa jędrność, a co za tym idzie zdolność do odbierania i przekazywania impulsu nerwowego, komórek, odpowiednia gęstość krwi (im mniej wody pijemy, tym trudniej pracuje się naszemu sercu, bo musi przepychać przez tętnice i żyły gęstą krew).

Jeśli już dostawca (krew) ma problem z dotarciem na czas z energią czy składnikami mineralnymi do komórek to mamy pewność, że żaden proces w naszym organizmie nie będzie działał prawidłowo.

Aby wspierać prawidłowe nawodnienie możesz kupić kolorową butelkę, która będzie Ci przypominać o piciu, porozklejać w domu kartki z przypomnieniem o piciu, porozstawiać szklanki, butelki z wodą. Możesz też skorzystać z aplikacji, która będzie Ci przypominać o piciu wody.

A co pić, by się odpowiednio nawodnić? Wodę, wodę z sokiem cytrynowym, ze wkrojonymi owocami, wodę z ziołami, z ogórkiem, wodę mineralną, źródlaną, wodę gazowaną – WODA to najlepszy wybór. Jeśli jednak masz problem z piciem wody możesz spróbować nawadniać się ziołami – pamiętaj jednak by sprawdzić, czy Twoje ulubione zioła nie działają moczopędnie! O prawidłowym nawodnieniu mówiłam także w czasie zapisanego na grupie fitloaders live, także zapraszam do obejrzenia!

O wodzie i tym jak bardzo jest potrzebna możesz poczytać też we wpisie co z tą wodą?

9. DIETA TYLKO NA PAPIERZE Nie trzymasz diety, pomijasz posiłki, wymieniasz posiłki na nieprzeliczone, zamieniasz na przekąski, podjadasz

Masz dietetyka, masz plan, masz listę zakupów i posiłków na lodówce, przypomnienia, zakupy same przyjeżdżają do domu… Ale co z tego, gdy ten plan jest tylko na papierze, bo a tu dzisiaj zjesz inne śniadanie, a tutaj zamienisz sobie posiłek na wypad na pizzę ze znajomymi, a tutaj nie zjesz obiadu, bo w zasadzie nie masz ochoty, a wczoraj wjechał kebab.

Oczywiście, wymiana posiłków jest jednym z etapów dietoterapii i nauki racjonalnego żywienia, jeśli jednak Twój metabolizm przypomina bardziej szafę nastolatka niż świeżo ułożone i wyprasowane ubrania w garderobie to nie ma co się dziwić, zaburzając punkt 1wszy (makro) z tego wpisu szkodzisz samemu sobie. Plan rozpisany przez specjalistę ma na celu po pierwsze wyprowadzić chaos Twojego organizmu na prostą drogę, a dopiero potem naukę samodzielnego żywienia. Ale wracając do meritum…

Wielu z nas OSZUKUJE SAMYCH SIEBIE podejmując częściowe działania (badania, konsultacja, zakup planu, ustawienie powiadomień, zaplanowanie treningów, godzin gotowania) i uważa, że wystarczy już to – pomijając sam gotowanie i jedzenie odpowiednio – by zmienić nawyki. A działanie w ten sposób to tylko przyklejanie plastra na złamanie otwarte.

Plan NIEREALIZOWANY, tylko wystawiony na widok publiczny nie działa, ino wkurwia i powoduje wyrzuty sumienia.

10. Zajeżdżasz się na treningu

Wychodzisz z założenia, że więcej ruchu to więcej spalanka, więcej spalanka to więcej redukcji kompletnie pomijając fakt, że Twój organizm ma ograniczone możliwości zarówno regeneracji jak i wysiłku włożonego w aktywność fizyczną. Biegasz na siłkę, na basen, w domu dokładasz jogą, oczywiście poruszając się po mieście tylko rowerem. Rekreacyjnie jeszcze biegasz z koleżankami/kolegami na tańce coby spalać spalać spalać.

No i finalnie spalasz. Zarówno swoje zdrowie, mięśnie jak i motywację, bo na pewno nie tłuszcz. Mięśnie, które nie odpoczywają nie mają czasu na odbudowę mikrouszkodzeń, które odczuwamy jako potocznie określane „zakwasy”, ciągle nadwyrężane mogą się naderwać, zerwać, niepotrzebnie spinać. Dodatkowo nadmiar treningu może pogłębić insulinooporność, doprowadzając do sytuacji, w której zwiększanie ilości i intensywności ćwiczeń będzie proporcjonalne do zwiększania obwodu pasa – sama ćwicząc crossfit wpadłam w tę pułapkę, gdyż należę do ludzi, którzy lubią się styrać treningowo. Wiele czasu zajęło mi zrozumienie, że jasne – mogę pomachać ciężarem, ale muszę też mięśnie odpowiednio traktować, by rosły one, a nie moja oponka.

Każdy z nas ma inną kondycję, wytrzymałość i siłę, każdy z nas w innym czasie regeneruje się po treningu, w innym czasie jest w stanie rozwijać swoje możliwości i ważne jest, by pamiętać o tym. Warto w trakcie ćwiczeń pilnować swojego tętna, warto zaplanować między dniami treningowymi dni relaksy, jeśli już musi być aktywny to w formie jakiegoś basenu (nie na ilość basenów!), sauny, masażu, czy nawet leciutkiej jogi.

Jeśli nie jesteś pewna/y czy Twój plan treningowy jest dla Ciebie odpowiednio dobrany warto wybrać się na konsultację z trenerem, by ewentualnie poprawił Twoje założenia.

11. Jesteś na diecie tylko w tygodniu

A w weekend hulaj dusza, piekła nie ma! I nie byłoby w tym nic złego, gdyż są diety zakładające deficyt tylko w tygodniu, np opcja Intermittent Fasting 5:2, jednakże w większości przypadków niekontrolowanego podejścia „diety w tygodniu” kończy się to na zajedzeniu całego deficytu energetycznego z tygodnia w weekend.

Przykładowo udało Ci się utrzymać -350 kcal dziennie w tygodniu, więc w 5 dni masz na koncie deficyt 1750 kcal. Ale w weekend wpadli znajomi i poza normalnym jedzeniem wjechała pizza i wino:
– butelka prosecco 500-700 kcal
– średni kawałek pizzy 300-400 kcal
Następnego dnia nie chciało Ci się gotować, więc dojadasz kolejne 3 kawałki pizzy zamiast śniadania, po południu lody do rzemieślnika (które o ile skład mają znacznie lepszy dla zdrowia nierzadko z tego powodu są także bardziej kaloryczne – np lody z masła orzechowego zamiast aromatów i syropu kukurydzianego będą zawierać lepsze tłuszcze i nawet witaminy, ale także dwa razy więcej kcal), chipsy do serialu i puf, wychodzisz na zero kaloryczne (brak deficytu w tygodniu) albo nawet na plus z zapotrzebowania.

12. Nie zrobiłeś badań, nie znasz swojego stanu zdrowia

Któregoś dnia po prostu postanawiasz przejść na dietę z różnych powodów, ale żaden z nich nie wiązał się z wykonaniem, chociaż podstawowych badań krwi, by ustalić jak się ma Twój organizm i co Ci aktualnie w duszy (a w zasadzie w krwiobiegu) gra. Nie wiesz, czy nadmierna masa ciała wynika z zaburzeń pracy tarczycy, insulinooporności, czy Twój brak energii to nie jest przypadkiem anemia i początek nieprzyjemnych chorób. Nie wiesz, czy to spanko przez cały dzień to cukrzyca, czy może zaburzenia wchłaniania w jelitach? Ot po prostu lecisz na żywioł z jedzeniem, wkurwiasz się niemiłosiernie, bo wkładasz w swoją zmianę energię, czas i resztki motywacji, które znalazłaś/eś w sobie. I jedyna myśl, jaka w końcu krząta się po Twojej głowie, to „Olać to!!!”

No i tak, trzeba było to olać już wcześniej, tylko w trochę inny sposób. Warto było (i wciąż jest, by teraz już świadomie podejść do zmian) zbadać i mocz i krew, by ustalić, w jakim stanie jest Twój organizm i czego tak naprawdę mu potrzeba.

Nie wiesz jakie badania warto zrobić? Zapraszam na konsultację w ramach #darmowewtorki, podpowiem, co w Twoim wypadku warto zbadać.

13. Pijesz alkohol (za dużo, za często)

I jak sam w sobie ten alkohol to nie taka tragedia, gdy sięgniemy po bronka czy lampkę wina raz na dwa tygodnie. Gorzej, gdy to małe piwko, czy lampka wpada co 2-4 dni do obiadu czy kolacji, bo wtedy nie jest już tak różowo.

Alkohol, poza tym, że zawiera kalorie sam w sobie, często pływa w towarzystwie węglowodanów (bronek) i nierzadko z takim drinkiem czy piwkiem wpadają także przekąski, które jak wiemy niekontrolowanie i dość często podbijają eneregtyczność spożytych posiłków w ciągu dnia.

Druga sprawa to fakt wymuszania przez alkohol na wątrobie pracy, można to zobrazować jako takiego chama w kapelutku, co to się wbija w kolejkę do mięsnego pierwszy, bo jemu się należy. Gdy pijemy alkohol nasza wątroba nie bawi się tak świetnie jak umysł i natychmiast zaczyna mobilizować się do usuwania toksyn, jakimi etanol i produkty jego przemiany w organizmie uważa. Zajmuje to energię i możliwości organu, co zmniejsza możliwości do wykorzystywania nadmiarów energii zgromadzonych w naszym organizmie i jednocześnie przyczynia się także do odkładania kolejnych, którymi z założenia panna wątroba chce zająć się później, gdy upora się z substancją potencjalnie niebezpieczną dla niej i dla komórek Twojego organizmu.

Dlatego jeśli nie chcesz rezygnować z alkoholu w czasie redukcji, pamiętaj, by pić go jak najrzadziej, najlepiej raz na dwa/trzy tygodnie, nawet raz na tydzień (i to nie w ilościach hurtowych). Pamiętaj, że w trakcie redukcji połączonej z piciem alkoholu może dojść do niebezpiecznego stłuszczenia wątroby, właśnie przez obciążanie jej dodatkową pracą.

14. Nie wysypiasz się

Ile razy to słyszałam śmieszkowe zdanie, że „wyśpię się po śmierci”. Mam na to jedną, zapewne niemiła i chamską odzywkę, ale… po śmierci zatem też schudniesz.

Sen nie jest tylko zamknięciem oczu na kilka godzin dziennie, tak samo jak w przypadku osób aktywnych dzień bez treningu nie jest tylko dniem bez ruchu. Gdy śpimy, nasz organizm zajmuje się wieloma procesami, w tym regeneracji układu nerwowego, porządkowaniem informacji w mózgu, pobudzaniem wydzielania hormonów, odbudowy tkanek, naprawą mikrouszkodzeń. Sen to czas dla naszego organizmu, który ma przygotować go do wyzwań dnia kolejnego. Gdybyśmy tak próbowali uruchamiać sprzęty elektroniczne z mniejszym napięciem prądu, to po prostu by nie ruszyły, a sami próbujemy jechać przez życie na wyładowanych akumulatorach.

Oczywiście są osoby, które potrzebują tylko 6 godzin snu dziennie, są takie, które dopiero po 9ciu godzinach snu czują się zregenerowane, jeśli jednak Twój sen jest krótszy niż 6 i dłuższy niż 9 godzin warto zainteresować się swoim zdrowiem i zdolnościami organizmu do odpoczynku, redukcji stresu i regeneracji, bo niedosypianie może zarówno być powodem zaburzeń hormonalnych jak i ich wynikiem. Dużą rolę odgrywa tutaj praca tarczycy, wydzielanie kortyzolu, adrenaliny, funkcjonowania szyszynki (wydzielającej melatoninę), ale także nasza psychika – depresja może sprawić, że będziemy przesypiać całe dni, a nerwica, że wpadniemy w bezsenność.

Zmęczony organizm nie da rady sprostać Twoim wymaganiom redukcji masy ciała i może zacząć się buntować – odkładaniem kolejnych zapasów, wyniszczaniem tarczycy, zwiększaniem obwodu pasa albo po prostu podupadaniem na zdrowiu.

15, Karzesz się dietą

Jesteś na diecie nie dlatego, że chcesz zmienić swoje nawyki, zacząć szanować swoje ciało, mieć więcej energii, osiągnąć coś fizycznie (np. przygotować się do zawodów, wypraw w góry, mieć siłę biegać z dzieciakami), ale dlatego, że to świetny sposób na skopanie siebie samego mentalnie – jak to uczy nas rzeczywistość – że jeśli nie cierpisz, to nie osiągniesz celu. Cierpienie wcale nie uszlachetnia, to jakaś chora banialuka, którą wciskają nam do głów od najmłodszych lat.

To całkiem logiczne, że nie uda Ci się utrzymać diety i schudnąć jeśli w twojej głowie są takie myśli jak:
„zjadłem za dużo to się pogłodzę” – świetna droga do zaburzeń odżywiania i do insulinooporności, a potem cukrzycy;
„jak jestem na diecie, to jedzenie musi być nie smaczne, więc będę jeść to czego nie lubię” – i finalnie dojdzie do tego, że albo przestaniesz jeść w ogóle, bo będziesz unikać posiłków, albo będziesz rzucać się na nieodpowiednie jedzenie (np. fastfoody czy słodycze);
„dobra no jestem na tej diecie to się matka/żona/syn/bratowa/szef/koleżanka odczepią” – nastawienie to połowa sukcesu, przypomnij sobie ile zaangażowania wkładasz w pracy w zadania, których nie lubisz, albo ktoś kazał Ci coś zrobić a ile zaangażowania wkładasz np. w swoje hobby, które uwielbiasz.

Sposób, w jaki się odżywiasz, ma być dla Ciebie tankowaniem na stacji, paliwem, które pozwala Ci przejść z energią przez cały dzień i sprostać stawianym przez świat i przez Ciebie wyzwaniom. Jeśli jedzenie traktujesz jak nadrzędny problem, a nie jako swoje zaplecze do korzystania z życia to nie będzie Ci łatwo realizować zarówno redukcji jak i siebie. Dieta ma być smaczna, prosta w utrzymaniu (czyli dopasowana do Twojego stylu życia) i niezaprzątająca myśli 24 godziny na dobę.

16. Szukasz wymówek, nie rozwiązań

Na każdą z powyższych opcji miałaś/eś „ale”?
Do każdej opcji masz swoje argumenty, czemu nie mam racji i dlaczego u Ciebie to nie działa?

No to sorry Winnetou, ale widzę, że Twój problem jest właśnie tutaj, w numerze szesnastym – Szukasz wymówek, a nie rozwiązań. I okej, nikt nie powinien mieć do Ciebie o to pretensji (poza ewentualnie sobą samym), znaczy to tylko i wyłącznie tyle, że jeszcze nie jesteś mentalnie gotowa/gotowy na zmianę – ale to także etap w tym procesie, serio!

I fajnie, że już o tym wiesz. Możesz zamiast kombinować z nowymi dietami, nowymi treningami czy sposobami cud po prostu skupić się na swoich potrzebach emocjonalnych i zrozumieniu, dlaczego JESZCZE nie jesteś w gotowości do podjęcia się redukcji.

Może nie jesteś przekonana/y o tym, że to jest Ci potrzebne?
Albo może nie wierzysz w to, że Ci się uda?
A może próbujesz znów spełniać nie swoje oczekiwania?
A może po prostu nie wiesz, dlaczego chcesz poprawić swoją masę ciała i zdrowie i robisz to tylko z chwilowych pobudek, bo spodobały Ci się za małe spodnie, albo ktoś bezczelnie zasugerował Ci, że wylewają Ci się boczki, ale tak naprawdę nie masz z tym problemu, a Twoje ciało jest zdrowe?

17. Co chwila zmieniasz diety

Jeden miesiąc na 1200, drugi na 1800, trzeci na Dukanie, czwarty na Dąbrowskiej, piąty na PALEO… widzisz tutaj siebie? To bardzo źle, ponieważ organizm, mimo ogromnej zdolności do adaptacji, nie lubi zmian, szczególnie tak częstych. Przerobienie wielu diet „hartuje i uodparnia” organizm na działanie kolejnej diety i przy wprowadzeniu kolejnych zmian będzie oporny na jej działanie, organizm będzie się bronił zastojem w masie ciała, albo co gorsza… będzie przybierał jeszcze więcej ograniczając funkcje życiowe na korzyść gromadzenia zapasów na niepewny okres w życiu (spodziewając się, że zaraz znów będzie tak drastycznie mało jedzenia, że będziesz spożywać np. 1200 kcal). Cierpliwość na diecie to niezbędny element, by osiągnąć cel. W miesiąc nie przytyłaś/eś, to i w miesiąc nie schudniesz. Pamiętaj także, że po każdej redukcji musi nastąpić okres stabilizacji i wychodzenia z deficytu energetycznego, aby efekty były trwałe i nie skończyły się jojo.

Wykorzystaj swoją świadomość o braku gotowości do skutecznej redukcji jako prowodyr do zastanawiania się nad sobą i znalezienia świadomej potrzeby i chęci do zmiany swojego życia i zdrowia.

A wtedy uda się z pewnością!

A jeśli potrzebujesz w tym małej pomocy to zapraszam na DARMOWĄ mini konsultację w ramach #darmowewtorki, chętnie pomogę Ci zdiagnozować Twój problem! 🙂